Poznajcie Harry’ego: chłopaka, który wszystkie problemy rozwiązuje
przemocą. A teraz spójrzcie na Grace: nieśmiałą dziewczynę, która cały swój
świat widzi w nauce. Sądzicie, że może im się udać? A co jeśli na światło
dzienne wyjdą wszystkie tajemnice? Czy nawet wtedy będą w stanie poradzić sobie
ze wszystkim? “CRUDE.”
PROLOG
Nikt tak naprawdę nie wiedział, co
się kryło w jego sercu. Harry był typem skrytego człowieka. Nigdy nie pokazywał
swoich emocji, oprócz ogromnej złości, która się w nim gwałtowanie gotowała. Od
czasu, gdy jego okres w domu dziecka dobiegł końca wyruszył przez życie
zupełnie sam. Nie dopuszczał do siebie nikogo. Jednak każdy człowiek w swoim
życiu staje przed trudnym wyborem. Potrzebuje wtedy pomocy drugiej osoby. Taką
osobą, stał się James. Jest to wysoki, szczupły chłopak, o brązowych oczach i
potarganych włosach. Cechuje się przede wszystkim szybkością w działaniu.
Dzięki temu uratował Harry’ego przed niechybną śmiercią. Często oboje
wspominają to wydarzenie..
Dzień
zapowiadał się, jak codzienne w Londynie: wietrznie i deszczowo. Harry, jak
zwykle, wracał nad ranem z piątkowej imprezy. Jego spokojny spacer zakłóciły
szmery, dochodzące zza jednego z kontenerów na śmieci. Nigdy nie myślał dwa
razy nad tym co robi. Także i tym razem bez zastanowienia ruszył do źródła
hałasu. Wbrew pozorom jego ciało było naprawdę umięśnione i wysportowane, ale
nie dałoby rady przeciwko całemu gangowi Rats’ów. Jednak nie mógł przejść
obojętnie obok krzywdy, którą zobaczył. Przypomniała mu się jego biedna matka,
która była tak długo katowana przez ojca, aż w końcu zmarła z wycieńczenia i
obrażeń, które miała na ciele. Harry gwałtownie odepchnął jednego z
gwałcicieli, a następnie jego pięść zderzyła się z nosem oprawcy.
-Co do cholery?!- Krzyknął jeden z nich.
-Dupki.- Mruknął pod nosem. Nie przywykł odzywać
się dużo. Przyzwyczaił się, że wszystko można rozwiązać gniewem.
-Harris.- Wysyczał jeden z nich.- Znam cię z
kilku bójek. Lubisz przemoc, co nie?- Zarechotał.- Jesteś strasznie głupiutkim
chłopczykiem. Na pewno wiesz kim jesteśmy. Chcesz z nami zadzierać? Oj Harris..
Życie ci nie miłe? Teraz muszę cię zabić..
Harry tylko uśmiechnął się pod nosem. Nie
dlatego, iż uważał tę groźbę za śmieszną, tylko dlatego, że ból i śmierć nie
były dla niego czymś strasznym. Patrzył przez tyle lat na swoją cierpiącą
matkę, a później sam przeżywał to samo co ona, aż do czasu, gdy wścibska
sąsiadka nie zadzwoniła na policję.
-Zabierzcie mi go sprzed oczu. Zabijcie, cokolwiek.
Chcę się zająć tą laską.- Odwrócił się na moment w jej stronę, oblizując
agresywnie usta.- Żegnaj Harris.- Krzyknął na odchodne, gdy dwóch potężnych
mężczyzn łapało go, wyrywającego się, za ramiona. Starał się jakoś reagować.
uwolnić się i uciec, ale nie mógł do końca skupić się na obronie. W dalszym
ciągu część jego myśli zawdzięczała biedna, gwałcona dziewczyna. Nie mógł
przyjąć do wiadomości tego, że jej nie pomógł. Gdyby ktoś zapytał mu się o to,
zaprzeczyłby, mówiąc, że to zwykła dziewczyna. Ale prawda była zupełnie inna.
-Hej!- Usłyszał nagle.- Co wy tu robicie?
-Spierdalaj stąd.- Warknął jeden z Rats’ów.
-Nie mam takiego zamiaru.- Wycedził przez zęby.
Szybkim krokiem przemierzył dzielący ich dystans i wyrwał Harry'ego z ich
objęć, rzucając go w kąt.
-Nie ruszaj się, Harris.- Szepnął tak, że tylko
oni dwaj mogli to usłyszeć. Harry chciał zaoponować, ale nieznajomego już nie
było przy nim. Działał bardzo, bardzo szybko. Brunet nawet się nie zorientował,
a dwóch, rosłych mężczyzn leżało bez tchu na brudnym chodniku, w zatęchłej
uliczce.
-Chodźmy stąd.- Rzucił, nawet nie patrząc na
Harry’ego.
Aż do
dnia dzisiejszego dla chłopaka to dziwne uczucie. Wtedy, gdy został
odepchnięty, pierwszy raz ktoś stanął w jego obronie. Nie musiał brudzić sobie
rąk, nie wracał umorusany czyjąś krwią. Ktoś się nim zajął. Z jednej strony go
to przerażało, ale dzięki temu stał się jeszcze silniejszy, ponieważ wiedział,
że wtedy, w tamtym dniu ostatni raz pozwolił sobie na jakąkolwiek słabość. I
pomimo tego, że mieszka z James'em i ufa mu i jest mu wdzięczny za uratowanie,
to nie zmienia to faktu, że ukrywa prawdziwego siebie głęboko, na dnie swojego
serca, a na powierzchnię wychodzi jego okrutna strona..
Rozdział pierwszy czyli
zapraszam do mnie.
Uwierzcie, że nie każde dziecko jest
zdolne. Często pewne czynności zostają przez nas wdrożone w codzienną szarość,
jednak są też takie, które się nas nie słuchają i są nieposłuszne. Grace to
dziewczyna z ogromnymi ambicjami. Możecie myśleć, iż to przez jej
wykształconych rodziców, ale to nie prawda. Owszem, Jennifer i Jack to porządni
ludzie tak jak i ich córka, ale nie chcę zwracać uwagi na to. Chciałabym
zaznaczyć, że Grace miała naturalny dar do nauki. Wszystkie pojęcia szybko znajdowały
miejsce w jej głowie, tworząc skomplikowane formuły, które pomagały w
rozwiązywaniu najbardziej wyrafinowanych zadań. Trzeba zauważyć, że Grace była
naprawdę przepiękną dziewczyną. Jej złote włosy swobodnie opadały na jedno z
ramion, duże okulary zawsze spadały z nosa, a przepiękne, niebieskie oczy
patrzyły na nieznajomych z ogromnym strachem. Nieśmiałość przez większość jej
życia kontrolowała wszystkie zachowania i zaprowadziła naszą bohaterkę do
wycofania się ze wszelakich relacji z rówieśnikami. Została sama z nauką, która
jako jedyna pozostała z nią do dnia dzisiejszego. Codziennie rano gdy wstawała
do szkoły kierowała się do łazienki. Stawała wtedy przed lustrem, odgarniała
włosy za ucho, przypatrywała się sobie przez bardzo długi czas i myślała: “nie
powinnam żyć”. Oczywiście myślała źle. Urodziła się z przepiękną karnacją,
delikatnymi rysami twarzy i z przepięknym uśmiechem, a figury mogła jej
pozazdrościć niejedna modelka. Więc czemu tak bardzo nienawidziła siebie?
Ludzie, a zwłaszcza ci zazdrośni, potrafią zniszczyć człowieka, cofając go do
samych podstaw. Jednak niektórzy nie potrafią już rozwijać się dalej. Zostają
na jednym poziomie tonąc w swoim smutku i bezradności. To nie tak, że Grace nie
chciała wyjść ze swojej skorupy. Chciała i to ogromnie, ale nie mogła. Przez te
wszystkie lata nauki presja, którą sama na siebie nałożyła, zaczęła wyrządzać
szkody w jej życiu. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że bez swoich dobrych
referencji też będzie wspaniałą dziewczyną. Nie podziałały wizyty u psychologa,
bez skutku również zostały przeprowadzone rozmowy z wychowawcą. Grace uważała,
że bez nauki nie ma już niczego. Tak bardzo zajmowało ją dążenie do bycia
idealną w nauce, że zapomniała o tym, żeby przede wszystkim być sobą.
Zapominała o swojej nieśmiałości, która zawsze wypełzała i zawsze była. Wbrew
pozorom to straszne. Nie potrafiła zmusić się do wyjścia gdziekolwiek.
Opuszczała wszystkie imprezy, spotkania towarzyskie i przyjęcia rodzinne. W
pewnym momencie jej matka po prostu dała temu spokój, co nie było dobre dla
blondynki. Kto wie.. Może ze wsparciem rodziców.. ? Jednak teraz już jest za
późno. Wszystko posunęło się za daleko i Grace przestała widzieć dla siebie
jakikolwiek ratunek.
-Grace,
przyszli państwo Hanks ze swoją córką. Olivia twierdzi, że umówiłyście się, że
wyjdziecie gdzieś. To prawda?
Dziewczyna
uważnie przyjrzała się swojej matce. Jak zwykle wyglądała zniewalająco. Lubiła
obchodzić się ze swoim stanem majątku. Jednak bardziej zajmujące od wyglądu jej
matki było to, że Olivia się z nią umówiła. Grace nie przypominała sobie takiej
rozmowy w szkole, albo po za nią. Szukała w pamięci momentu, gdy rozmawiała z
dziewczyną, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Właśnie wtedy ją olśniło.
Rodzice nie pozwolą iść Olivii samej bo to “niepoprawne kulturalnie”, jednak
gdy pójdą razem to będzie wyglądało jak “między rodzinna integracja”. I dla
Hanks'ów i dla Veblen'ów ten aspekt życia towarzyskiego był ważny, a skromne
popołudniowe spotkania to część wielkiego planu jednoczenia się. Blondynka z
rezygnacją westchnęła. Sama nie wiedziała czemu, zawsze stawała się uległa.
Powtarzała sobie, że to ostatni raz, ale nigdy tak nie było. Po prostu nie
chciała dawać ludziom kolejnego powodu do nienawidzenia jej.
-Tak
mamo, umawiałyśmy się, tylko kompletnie zapomniałam. Miałam dużo nauki.- Ten
argument zawsze działał. Rysy jej matki, zgodnie z oczekiwaniami córki,
złagodniały, a na usta wkradł się szeroki uśmiech, który z kilometra mówił:
“Grace jest lepsza od Olivii”.
-Och,
dobrze. Zatem możecie iść dziewczynki. Tylko nie wracajcie późno, żebym się nie
martwiła o ciebie. Wiesz, że jutro masz olimpiadę biologiczną, prawda
cukiereczku?
-Pamiętam
mamo. Uczyłam się do niej trzy miesiące. Za nic w świecie tego nie przegapię.-
Wysiliła się na słaby uśmiech. Prawda wyglądała zupełnie inaczej. Zapomniała o
tym konkursie, więc wyjście gdzieś i przypadkowe zaspanie wchodziło w grę.
-Cześć,
Grace! Jak się cieszę, że wychodzimy dziś razem!- Do pokoju nagle wparowała
Olivia. Gdyby ktoś powiedział, że była przepiękna to stanowczo by przesadził.
Miała przeciętną urodę, ale jej wygadane oblicze przysłaniało wszystkie
niedoskonałości.
-Zostawię
was same. Kocham cię, Grace.- Posłała jej buziaka w powietrzu.
-Też cię
kocham, mamo.- Zawołała za oddalającą się matką.- Czemu to zrobiłaś? Wiesz, że
nie chodzę na imprezy!- Krzyknęła.
-Przepraszam,
okej! Wiem, że jesteś nudziarą, każdy to wie! Ale musiałam jakoś uratować swój
tyłek i przy okazji załatwiłam ci wejście na najlepszy melanż w mieście.
Powinnaś skakać z radości.
-Ale nie
skaczę, dobrze? Nie lubię wychodzić. Robię to ostatni raz. Po prostu chodźmy.
-Czekaj,
czekaj..- Złapała ją za łokieć, przyciągając do siebie.- Chcesz iść..-
Zlustrowała ją wzrokiem.- Tak?
-Owszem.
Zawsze mogę zejść do rodziców i powiedzieć, że się źle czuje i żadna z nas tam
nie pójdzie. To co wolisz?
Olivia
skrzywiła się na myśl o pozostaniu z rodzicami. Z grymasem na twarzy skinęła
głową i ruszyła przodem.
-Gdzie
jest ta impreza?- Zapytała, gdy wyszły z domu.
-U
Tayler'a.
Grace
skinęła głową. Nie widziało jej się spędzać całego wieczoru u największego
idioty w szkole, ale zgodziła się już. Postanowiła, że usiądzie w kącie,
oddalona od wszystkich i poczyta książkę. Nie chciała rozmawiać z nikim,
zapoznawać się, a tym bardziej spożywać alkoholu. Chciała po prostu przeżyć ten
wieczór w spokoju.
Zbliżając się do domu gospodarza
można było usłyszeć głośną muzykę. Przed domem stało mnóstwo samochodów - cała
ulica była nimi zastawiona. Tayler zwykł urządzać dzikie, całonocne imprezy z
toną alkoholu. Można go bez problemu wpisać na listę największych imprezowiczów
w Londynie. Grace nie zauważała w nim żadnego wdzięku, żadnego piękna.
Stwierdziła, że to pusty człowiek bez grama szacunku dla siebie. Nienawidziła
przebywać w towarzystwie ludzi, których życie z góry skazane jest na porażkę.
Może i takie myślenie nie wykazywało dobrego zdania o ludziach, ale czy to
ważne? Prawda zawsze boli najbardziej, aż do czasu, gdy się z nią kompletnie
nie pogodzimy.
-No
witaj, kochanie.- Drzwi otworzył im, już, na wpół przytomny Tayler.- A ty tu
czego?- Zlustrował blondynkę od góry do dołu. Chciał ją wyrzucić za drzwi. Nie
potrzebował w swoim domu kogoś, kto będzie psuł nastrój wszystkim gościom, ale
napotkał znaczące spojrzenie Olivii. Westchnął przeciągle i przepuścił obie
dziewczyny w drzwiach obsesyjnie wpatrując się w tyłek brunetki.
-Wiem,
że się na mnie patrzysz, skarbie.- Szepnęła uwodzicielsko, łapiąc za rąbek jego
koszuli. Spojrzała mu prowokacyjnie w oczy, wysuwając język ze swoich ust.
Delikatnie i powoli przejechała nim po swoich wargach.- Czekam na ciebie o
północy przy basenie.- Wypowiedziała prosto do jego ucha, po czym oddaliła się
do baru, który oferował drinki z całego świata z najbardziej przedziwnymi
nazwami. Grace spojrzała obojętnie na całe pomieszczenie. Postanowiła nie
zwracać uwagi na tych ludzi i jak najszybciej udać się do bezpiecznego schronu.
Nienawidziła zatłoczonych miejsc, dlatego też zaczęła poruszać się bardzo
szybko, a czasem spazmatycznie. Nie lubiła stanu, w którym zaczynała panikować.
Usiadła w najbardziej oddalonej części domu. Przysunęła się do ściany, jakby
chciała wejść w nią, stać się duchem przenikającym przez przedmioty. Często
chciała posiadać moc bycia niewidzialną, aby nikt nie mógł jej przeszkadzać,
powiedzieć czegoś albo wywierać presji. Codziennie myślała co by było, gdyby
przydarzyło by się jej coś złego. Mogła by utonąć w Tamizie, albo zostać
potrąconą przez pędzącą ciężarówkę. Mogłaby też przypadkowo trafić na napad w
sklepie, a napastnicy by ją postrzelili ze śmiertelnym skutkiem. Przeżywała
takie dni, w których traciła wszystkie siły do życia. Nie miała ochoty na
zamartwianie się ocenami, na dorównywanie wykształconym rodzinie. To ogromna
presja dla tak młodej dziewczyny. Miała tylko siedemnaście lat, a musiała uchodzić
za geniusza. To się wydaje takie proste, zważając na fakt, iż Grace posiadała
naturalny dar do nauki, ale cały stres, nerwy i prześladowania w szkole ze
względu na jej ogromne postępy w nauce sprawiały, że czuła się bezsilna.
Potrzebowała tylko jednego, pozytywnego bodźca, czegoś, co zmusi ją do
spojrzenia na inne rzeczy oprócz nauki, czegoś co zmotywuje ją do życia i
otworzy na ludzi. Otworzyła książkę na wcześniej skończonym momencie. Wsunęła
okulary, które znajdowały się praktycznie u nasady zgrabnego, zadartego nosa.
Teraz w końcu przedostała się do innego, lepszego świata, w którym chciała
zostać już zawsze.
Tymczasem na imprezę przyszli
nieproszeni goście. James miał to do siebie, że jego zainteresowaniem było
przychodzenie na różnie imprezy, ale nie do klubów. Uwielbiał domówki. Banda
nieodpowiedzialnych dzieciaków, które kupują mnóstwo alkoholu nie myśląc o
konsekwencjach, mnóstwo niczego nie domyślających się lasek, które oddają się
bez większego problemu i bez konsekwencji. W końcu, nikt ich nie znał, a gdy
przychodzili wszyscy byli zbyt pijani by zainteresować się tym, czy chodzą z
nimi do szkoły. Harry podzielał hobby przyjaciela, jednak nigdy nie zmuszał
dziewczyn do seksu. Wyznawał zasadę, że same muszą się mu oddać. Bardzo
szanował tę sferę ludzkiego życia. Ciągle pamiętał swoją matkę – bitą i
poniżaną przez ojca tyrana. Nie mógł zmienić się w takiego samego człowieka.
Nie zniósłby swojego widoku, nie mógłby patrzeć w lustro. Hoover nigdy nie
kwestionował tego wyboru, ale też nie chciał być obiektem kazań. Każdy z
chłopaków miał swój rozum i własne życie i to, co z nim robił było sprawą
własną. Rzadko rozmawiali na temat swoich problemów. To nie tak, że sobie nie
ufali. Oboje byli typami osób, które cierpiały w samotności, nie pokazując tego
nikomu. Ale wtedy chcieli po prostu się zabawić. Mieli bardzo pracowity tydzień
za sobą – dopiero co odebrali nową dostawę broni, którą trzeba było rozdzielić,
co nie jest takie proste jak się może wydawać. Często klienci są wybredni i
chcą płacić o wiele mniej, niż należy się chłopakom. Wtedy robi się bardzo
niebezpiecznie, zważając na siłę i umiejętności James'a i Harry'ego. Bruneci
bardzo skrupulatnie zajmują się swoją pracą. Jej nielegalność jest często
stresująca. Żaden z kupujących nie może nic powiedzieć, ale co jeśli ktoś jest
niezadowolony? Zabijaniem zawsze zajmował się James. Harry nigdy nie był w
stanie zrobić komuś aż takiej krzywdy. Mógł kogoś pobić do bardzo, bardzo
poważnego stanu, ale nigdy nie chciał spowodować niczyjej śmierci.
-Patrz
na tę dziewczynę!- Gwizdnął James.- Trochę nie pasuje do towarzystwa, nie
sądzisz?
Harry
odstawił swojego drinka, połykając to, co miał w gardle. Odwrócił się w stronę,
którą wskazywał James. Spostrzegł przepiękną dziewczynę siedzącą w kącie. Na
swoich podkulonych kolanach trzymała książkę, co chwile poprawiając spadające
okulary. Uśmiechała się delikatnie. Harry pomyślał, że pewnie fabuła książki ją
rozbawiła. Mimowolnie sam się uśmiechnął. Widok jej długich, blond włosów
obezwładnił go, tak jak to, w jaki sposób zakładała je delikatnie za ucho, gdy
opadały jej na twarz. Nigdy w swoim życiu nie widział tak pięknej istoty.
-Rozdziewiczyłbym
ją.- Powiedział James, gotowy do pójścia w stronę blondynki.
-Nie.-
Powiedział niskim głosem Harry, zatrzymując James'a dłonią.- Nie zbliżysz się
do niej.- W jego oczach widniała ogromna determinacja, ale przede wszystkim
groźba. Zayn był naprawdę dobrze zbudowany i nikt nie przeczył tej teorii, ale
kiedy Harry zaczynał się złościć nie pomogą nawet największe umiejętności.
-Spokojnie,
stary! Jest twoja.- Klepnął przyjaciela po ramieniu. Chłopak opuścił rękę i
odwrócił się napięcie. Sam nie wiedział czemu poszedł w jej stronę. Nie
rozumiał siły, która go popychała do tej dziewczyny, ale nie mógł się jej
postawić, nie mógł jej zgnieść na dnie swojej duszy. Chciał jej jak niczego
innego na świecie.
Rozdział drugi
zapoznaje ze sobą ludzi.
Tak naprawdę to Harry nie wiedział
jak ma zacząć rozmowę z tajemniczą blondynką. Większość dziewczyn, z którymi
flirtował chciały iść z nim do łóżka. Mówił o tym ich strój, ich słowa i
zachowanie. Jednak Grace to zupełnie inna bajka. Nie przyszła tutaj aby
przespać się z kimś. Pragnęła przeboleć wieczór z książką w ręku. Może i to
było przeraźliwe nudne i narażała się na szepty, jednak nie słyszała ich.
Wybrała książkę, która wciągnęła ją całkowicie. Jednak niespodziewanie w jednej
chwili czytała opis cudownego pocałunku dwójki kochanków, a w następnej dziwnym
trafem rzeczy lektura nie znajdowała się w jej dłoniach. Z przyzwyczajenia
wyciągnęła ręce ku górze, by złapać przedmiot. Pomyślała, że ktoś po prostu
jest pijany i szuka zaczepki. Nawet nie zdawała sobie sprawy jaką sposobność
dała brunetowi. W szybkim tempie wykorzystał dłonie dziewczyny, łapiąc za nie i
unosząc Grace w górę. Odwrócił się tyłem do imprezy, tyłem do wszystkich ludzi
i zasłonił ją własnym ciałem przylegając do niej coraz bardziej z każdą
sekundą, nawet gdy napotkali ścianę.
-C-co ty
mi robisz?- Wyszeptała przerażona. Zaginiona książka wyleciała jej z głowy, a
jedyne o czym mogła myśleć to, to co się z nią teraz stanie. Powinna
przewidzieć, że coś takiego może jej się przytrafić. W końcu taka bezbronna
dziewczyna to łatwy cel dla wielu podpitych ludzi. Wiedziała, że ta decyzja nie
zalicza się do jej najlepszych wyborów. Chciała płakać. Pomyślała sobie, że
może tym zmiękczy serce chłopaka. Problem jednak tkwił w jednym, bardzo ważnym
szczególe: Harry nie chciał zrobić jej żadnej krzywdy. Chłopak nie jest
nauczony delikatności. Zawsze wszystko rozwiązywał szorstko bez udziału uczuć.
Pomimo tego, że blondynka zainteresowała go jak żadna inna kobieta, on dalej
traktuje ją jak każdą.
-Spokojnie.
Chcę porozmawiać.- Powiedział niskim głosem.- Nie wyrywaj się, proszę.- Zaśmiał
się. Bardzo bawiło go zachowanie dziewczyny, ale z drugiej strony uważał je za
bardzo słodkie – sposób w jaki jej oczy świdrowały jego postawę przyprawiał go
o szał. Nie chciał się przyznawać, że jedna kobieta w tak krótkim czasie
przyprawiła go o tak ogromny mętlik w głowie. Rozrastał się do ogromnych
rozmiarów i Harry obawiał się, że nie pomieści natłoku myśli.
-Czemu
mnie trzymasz?- Spytała cicho starając się nie patrzeć chłopakowi w oczy.
Przerażała ją nie sytuacja w której się znalazła tylko to, że nigdy nie była tak
blisko z chłopakiem. Każdy się jej brzydził. Uważali za dziwoląga, ponieważ
miała jakieś ambicje i plany życiowe. Takie patrzenie na nią strasznie bolało,
ale przez to przyzwyczaiła się, że każdy omijał ją szerokim łukiem. Ich zdaniem
nadawała się na miano ofiary losu.
-Żebyś
mi nie uciekła, cukiereczku. A teraz chodź. Pójdziemy na górę.- Pociągnął ją za
sobą, nawet nie zwracając uwagi na opór, który mu stawiała. Był od niej
stanowczo za silny, więc wszystkie próby wyrwania się chłopakowi kończyły się porażką.
Grace nie wiedziała co ma sądzić o całej tej sytuacji. Z jeden strony powinna
być wniebowzięta. Nie mogła powiedzieć żadnego złego słowa na temat urody
chłopaka. Jednak druga strona też dawała o sobie znać cały czas mówiąc
blondynce, że jej towarzysz równa się ogromnym kłopotom. Z zamyślenia wyrwał ją
trzask drzwi. Rozejrzała się dookoła siebie. Byli w przestronnym pokoju, w
którym znajdowało się wyłącznie dwuosobowe łóżko i mała komoda. Grace
pomyślała, że to pewnie pokój gościnny.
-Tutaj
powinniśmy mieć spokój.- Harry przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu,
jakby wyczekiwał czegoś złego. Uśpił tym samym czujność dziewczyny, a kiedy
niespodziewanie odwrócił się w jej stronę, przyszpilając ją do zimnej ściany
wywołał u niej cichy krzyk.
-Spokojnie,
cukiereczku. Nie zrobię ci najmniejszej krzywdy. Przynajmniej nie teraz.-
Oblizał delikatnie swoje usta, lustrując wzrokiem ciało Grace. Gdyby teraz
powiedziała, że to jej w żadnym stopniu nie utrudniało życia to prawdopodobnie
byłoby to kłamstwem z najwyższej półki. To, jak wiele ciarek przechodziło po
niej w tamtej chwili było nie do opisania. Jej serce zaczynało bić szybciej za
każdym razem gdy jej dotykał. W pewnej chwili Harry przybliżył swoją twarz
niebezpiecznie do twarzy Grace. Nie chciała go całować. Praktycznie go nie znała. Jej pierwszy pocałunek musiał być
idealny, z osobą, z którą będzie tego chciała, a nie z przypadkowo napotykanym
mężczyzną. W pierwszej kolejności sunął swoim nosem po policzku dziewczyny, a
ta tak bardzo zaabsorbowana tym, co się dzieje na górze, nie zorientowała się,
że jego dłoń zawędrowała pod jej bluzkę.
Starała się odepchnąć chłopaka jak najdalej od siebie, ale on tylko
cicho się zaśmiał. Uważał, że blondynka zachowuje się uroczo. Nigdy jeszcze
żadna dziewczyna aż tak bardzo nie opierała się przed jego dotykiem. Przyznawał
się sam przed sobą iż to go bardzo mile zaskoczyło. Pocałował Grace delikatnie
w policzek i przyciągnął do siebie.
-Położymy
się, dobrze? A potem odwiozę cię do domu.- Powiedział. Nie brzmiało to jak
prośba, bardziej jak rozkaz. Ale czuł, że musi zachowywać się opiekuńczo wobec
jego nowej znajomej. Nigdy przedtem nie robił tak. Nie odwoził dziewczyny do
domu i nie leżał z nimi na łóżku bez robienia sprośnych rzeczy. Z Grace chciał
postępować inaczej. Mógł wymienić wiele powodów dla których podobało mu się to,
co się wtedy działo, ale miał też mnóstwo przeciw. Nie lubił czuć się w żaden
sposób obnażony, a uczucia względem dziewczyny czyniły go słabszym, ale pomimo
tego nie chciał od niej odchodzić. Chciał wejść w to wszystko, żeby sprawdzić
jak się będzie czuć. W końcu każdy ma prawo do szczęścia.
Wziął dziewczynę na ręce i
delikatnie ułożył na zielonej pościeli. Położył się do niej i momentalnie
przyciągnął jej ciało do swojego. Objął ją ramieniem i całował delikatnie bok
jej głowy.
-Jak
masz na imię, skarbie?- Zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Jestem
Grace.- Powiedziała po cichu. Nie chciała denerwować chłopaka. Po prostu
pragnęła, aby ją wypuścił.
-Jestem
Harry.- Z niechęcią musiała przyznać, że imię pasowało do jego zabójczej urody.
Bardzo chciała dowiedzieć się o nim więcej, ale to kłóciło się z jej marzeniem
o znalezieniu się w ciepłym łóżku we własnym pokoju.- Czemu jesteś taka cicha?
Nie musisz się mnie wstydzić, wiesz o tym.- Jego ręka powędrowała w dół,
zatrzymując się na linii bioder. Dotknął opuszkami palców obnażony kawałek
skóry i zaczął go delikatnie masować.
-Czemu
mnie dotykasz? Proszę, przestań..- Błagała. Nie chodziło o to, że nie lubiła
gdy ktoś ją dotyka. Nie lubiła gdy ktoś zupełnie jej nie znany ją dotykał.
-Przestań.-
Syknął do jej ucha, łapiąc mocniej jej talię. Sprzeciwianie się to rzecz,
której Harry nienawidził najbardziej. Jeśli chciał coś zrobić to robił to bez
względu na zdanie innych. Dlatego nie potrafił pojąć odmowy. Grace poruszyła
się niespokojnie czując ból w miejscu, gdzie trzymał ją brunet. Puścił ją, ale
nie zabrał swojej dłoni. Powrócił do poprzedniej czynności.
-Gdzie
mieszkasz, słoneczko?- Czemu miała mu zdradzać swój adres?
-Um, w
Londynie.- Wymyśliła coś na szybko. Stwierdziła, że odpowiedziała na pytanie. W
końcu, nie sprecyzował go. Harry w odpowiedzi zaśmiał się melodyjnie.
-Wyglądasz
na mądrą, ale chwilami zachowujesz się jak idiotka. Adres.- Ostatnie słowo
powiedział ostrzej. Blondynka przełknęła ślinę. Ostatnie czego chciała to
więcej siniaków n a swoim ciele.
-Charles
Street 34.- Odpowiedziała cicho.
-Grzeczna
dziewczynka. Szybko się uczysz. To dobrze.- Czuła potrzebę poczucia
bezpieczeństwa, ale nie potrafiła się rozluźnić przy Harry'm. Napawał ją strachem,
którego nie potrafiła opanować, chociaż bardzo tego pragnęła.
-Jest
późno. Odwio..- Nie pozwoliła mu dokończyć. Szybko odwróciła się do niego
przodem, wtulając w jego klatkę piersiową.
-Nie
chcę wracać do domu, proszę..- Złapała się kurczowo jego czarnego t-shirtu.
Harry zdziwił się nagłą reakcją dziewczyny, ale chciał wykorzystać brak bariery
w kontakcie z nią. Złapał ją za biodra, przyciągając jej ciało bardziej do
siebie. Przytulił ją, szczelnie obejmując ramionami.
-Czemu
nie chcesz wracać do domu?- Zapytał. Przez chwilę myślała, jakiej ma mu
udzielić odpowiedzi. Czy miała mu opowiedzieć? A może skłamać?
-Po
prostu w domu czeka mnie inne życie.- Wytłumaczyła. Nie była jeszcze gotowa na
opowiedzenie mu historii swojego życia. Kryło się w niej wiele szokujących
historii, których ona sama jeszcze do końca nie zaakceptowała.
Chłopak nie naciskał na dalszą
opowieść. Chyba sam jeszcze do końca nie był gotów na to, aby dziewczyna mogła
mu się swobodnie zwierzyć z tego, co ją trapiło. Po prostu zgodził się na jej
prośbę, nie wypuszczając jej ze swoich objęć. Przez całą noc nie zmrużył oka,
co wcale nie było spowodowane odgłosami głośnej imprezy. Czuł, że nie może
przestać jej pilnować, bo jeśli to zrobi, to ta dziewczyna, która jest jego
marzeniem, zniknie na zawsze...
Rozdział trzeci zmusza
nas do obrzydliwych rzeczy.
Wchodząc do domu Grace była
zdziwiona ciszą w nim panującą. Nad ranem mama zazwyczaj przygotowywała
śniadanie, a tata krzątał się po salonie szukając swoich teczek. Myślała, że
będą już stali u progu i czekali żeby na nią nakrzyczeć. W końcu nie wróciła na
noc do domu plus nie nauczyła się na konkurs z biologii. Pomimo tego, że bardzo
nie chciała na niego iść, zdawała sobie sprawę, że jej matka bardzo na niego
naciskała. Mówiąc: rozwścieczona to za małe słowo by opisać jak by się mogła
czuć. Jednak nikogo nie było. Świadkiem ich obecności została biała kartka
leżąca na stole kuchennym.
Wrócimy popołudniu. Reynolds'owie zaprosili nas na przyjęcie.
Miłego dnia! Kochamy cię. - Mama i tata.
Odetchnęła
z ulgą czytając wiadomość. Nikt się nie dowie gdzie była i co robiła. Rodzie
bardzo by się na niej zawiedli. Pomimo tego, że bardzo się martwili jej
nieśmiałością zawsze byli przeciwni całonocnym imprezom. Zwłaszcza temu co na
nich było. Chciąc nie chcąc myślami wróciła do minionych godzin. Cały czas
miała na skórze delikatny dotyk Harry'ego, ale również jego przeogromną złość.
Poznany przez nią chłopak zdawał się być bardzo nerwowym człowiekiem. Można go
było bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi prostymi słowami. Wszystko musiało
iść po jego myśli, a jeśli tak nie było to stawał się groźny, jakby ktoś
odbierał mu władzę. I Grace tak się czuła. Jakby była pod jego wpływem, jakby
kontrolował każdy jej ruch.
-Od tego
momentu nikt nie może cię dotknąć, nikt nie może zbliżyć się do ciebie ani na
krok, zrozumiałaś? Jesteś moją pieprzoną własnością i jeśli spróbujesz to
kwestionować, to nie skończy się to dobrze.- Powiedział jej, zanim wyszła z
jego auta, aby udać się do domu.- Zaopiekuję się tobą tak bardzo, jak tylko
będę mógł.- Dokończył. Te słowa uspokoiły jej skołatane od wczorajszego dnia
nerwy, ale jednak to za mało. Bała się go i to właśnie ten strach przez nią
przemawiał. Dotykała go, bo wiedziała, że będzie krzyczeć, odpowiadała mu, bo
wiedziała, że może jej zrobić krzywdę. Nie czuła się przy nim bezpiecznie. Co z
tego, że obroni ją przed ludźmi, jak to on sam jest jej największym
zagrożeniem? Grace tak właśnie myślała. Jednak Harry nie planował krzywdzenia
dziewczyny. Skaleczenie jej to ostatnia rzecz, której chciał. Mógł robić wiele
rzeczy, ale nie pozwoli na to, aby stać się kopią swojego ojca. Czasem go
ponosiło, i to bardzo, ale nigdy nie chce być w stanie pobić swoją dziewczynę.
Teraz ma za zadanie zapewnić jej bezpieczeństwo, sprawić, że pewnego dnia
poczuje się dobrze, gdy będzie ją obejmować. Problem tkwił w tym, że Harry nie
do końca sobie ufał. Podczas jego napadów złości nie potrafi kontrolować
niczego. I to go najbardziej przerażało.
-Harry.-
Powiedział James, gdy zobaczył chłopaka leniwie przerzuwającego kanapkę.
-Co?-
Odpowiedział w swój lekceważący wszystko sposób.
-Ona cię
zgubi. Od kiedy to bierzesz numer dziewczyny? Od kiedy odwozisz ją do domu?
Harry wycofaj się dopóki to możliwe.
Brunet
zaśmiał się w odpowiedzi.
-Spadaj,
James.- Odpowiedział. Gdzieś w głębi serca czuł, że jego przyjaciel miał rację,
że Grace jest biletem w jedną stronę do śmierci, ale pomimo tego, nie chciał
nic z tym robić.
-Ona
stanie się twoją największą słabością, ogromnym, słabym punktem. Stawiasz się
na tacy dla naszych wrogów. Będziesz w stanie oddać za nią wszystko.
-A ty
co, kurwa, mój psycholog, przepraszam bardzo? Odpieprz się ode mnie, James!-
Krzyknął, odpychając swój talerz ze śniadaniem z takim impentem, iż uderzył o
kafelkową podłogę kuchni.
James
westchnął przeciągle. Wiedział, że sztuka przekonania Harry'ego do czegokolwiek
wymagała opanowania jej do perfekcji, ale chłopak sam powinien wiedzieć, że ta
dziewczyna zaprowadzi ich interes do ciemnej dziury, z której nie będzie
powrotu. Nigdy jeszcze nie doświadczył tego, że jego przyjaciel jest
zainteresowany kimś na dłuższą metę, toteż sytuacja była dla niego bardzo dziwna.
To nie tak, że się nie cieszył, że Harry znalazł kogoś, kto być może kiedyś stanie
się jego drugą połówką, ale to nie zmienia faktu, że mają swój własny biznes,
który może stać się zagrożony przez takie zachowanie.
-Będę
ostrożny.- Wyszeptał, zbierając kawałki rozbitego talerza.- Obiecuję, James.
Nie zostawię jej. Nie potrafię. Ona jest moja, rozumiesz?- Spojrzał się na
Zayn'a przenikliwym wzrokiem, który błagał o zaakceptowanie decyzji.
-Niech
stracę.- Westchnął.- Strzeż jej jak oka w głowie, rozumiesz? Oni wykorzystają
każdą okazję.
-Wiem.-
Skinął delikatnie głową, myjąc ręce.
-To kiedy
ją poznam, stary?- Klępnał chłopaka w plecy.
-Dziś
wieczorem. Chcę, żeby się przyzwyczaiła do tego domu. Będzie spędzać tu dużo
czasu.- Uśmiechnął się pod nosem.
James w
odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Pomyślał, że szykuje się niezła przygoda.
Zarzuciła swoją czarną torbę na
ramię i ruszyła przed siebie, wąskim chodnikiem. Wyszła stanowczo za późno,
była bardzo zmęczona i nie nauczyła się na żaden przedmiot. Taka zniewaga co do
nauki jeszcze nigdy jej się nie zdarzyła, a wszystko przez Harry'ego. Spojrzała
na wyświetlacz swojego telefonu. Po tym jak siłą wydobył z niej numer cały czas
spoglądała na ekran, bojąc się tego, co może przeczytać w wiadomości od
chłopaka. Odgarnęła swoje długie blond włosy za ucho. Nie zdążyła się nawet
wykąpać co doprowadziło do tego, że każdy centymetr jej ciała bardzo ją
denerwował. Sfrustrowana to za małe słowo, aby określić jej stan. Miała ochotę
wyjąć podręczniki z torby i rzucać nimi o asfalt tak długo, aż by się nie
rozpadły na małe kawałeczki. Czuła, że ten dzień nie będzie dobry, że coś złego
się wydarzy. Chciała zawrócić do domu i iść spać, ale co by powiedzieli rodzice
na jej dzień wolny? Nie chciała widzieć ich niezadowolonych min. Nie lubią gdy
byli na niej zawiedzeni. Odetchnęła z ulgą, kiedy wchodząc do szkoły odkryła,
że nie było jeszcze dzwonka. Ze spokojem podeszła do swojej szafki, wyciągając
długopis i udała się pod salę do chemii. Serce kołatało jej przez całą drogę do
ławki, a minuty podczas sprawdzania obecności bardzo się dłużyły. Jej
przypuszczenia się sprawdziły.
-Czas
sprawdzić waszą wiedzę, kochani.- Zapowiedział nauczyciel, Henry Bradfford. Gdy
się na niego spojrzało po raz pierwszy nikt nie dostrzegał nic
charakterystycznego, ale wystarczyło popatrzeć drugi, a dostrzegało się
złowrogi błysk w jego zielonych tęczówkach. Na ile ta informacja była
niebezpieczna? Na tyle, aby się bać tego człowieka. Pomimo jego radosnego
uosobienia i ogromnej uprzejmości głęboko pod tym wszystkim skrywał się
zupełnie inny człowiek, który zawodowo potrafił oszukać wszystkich w swoim
otoczeniu.
-Panie
Bradfford! Niech pan się ulituje!- Po klasie przebiegł jęk niezadowolenia, a
Grace miała ochotę zniknąć. Pamiętała trochę z poprzedniej lekcji, ale nie na
tyle, aby napisać kartkówkę na dobrą ocenę. Miała ogromną nadzieję, że klasie
uda się przekonać nauczyciela do zmiany decyzji. W końcu, co mu szkodziło?
Mogła nawet pisać na następnej lekcj test, cokolwiek byle nie w tamtym
momencie. Jednak prośby nie poskutkowały, a na dodatek poczuła wibrację w
kieszeni swoich spodni. Ostrożnie wyciągnęła telefon, zerkając jednym okiem na
klasę.
Przyjadę po ciebie o 18.
Krótka
wiadomość spowodowała przejście ziemnych dreszczy po ciele dziewczyny. Dzień
zaczął się dla niej bardzo źle, a na dodatek miał się skończyć źle. Nie chciała
nigdzie jechać z Harry'm. Jednak nie miała innego wyjścia. Był w stanie wejść
do jej pokoju i wynieść ją siłą, przy okazji robiąc krzywdę. Znała go tak
krótko, a dokładnie potrafiła przewidzieć jego reakcję. Pomyślała sobie, że
może chłopak nie byłby taki zły, gdyby znał definicje słowa „kompromis”. Nie
uważała, że zabieranie sobie czegoś przemocą jest dobrym rozwiązaniem. Nadawała
się idealnie do rządzenia przez kogoś i nienawidziła tego.
Usłyszała szereg pytań, które szybko
zapisała na kartce. Spojrzała na nie i nie potrafiła udzielić żadnej pełnej
odpowiedzi na którekolwiek z nich. W tamtym momencie chciała się po prostu
rozpłakać, ale robiąc to, wystawiła by się na duże pośmiewisko. Wolała cicho
przesiedzieć, udając, że coś notuje. Zawsze tak robiła. Wymyśliła, że jak
zobaczą, iż jest zajęta to odpuszczą sobie rzucanie w nią obelgami. Najszczęściej
właśnie tak się działo. Rezygnowali ponieważ widzieli, że i tak jest
zaabsorbowana czymś innym, a tak naprawdę wpatrywała się tępo w ekran telefonu
ruszając opuszkami palców w nieznanych sobie kierunkach.
-Oddajemy
karteczki, moi drodzy. Mamy dziś długą lekcję!- Usłyszała komunikat.
Pośpiesznie oddała papier Jade – dziewczynie, która zbierała kartkówki, i z
powrotem wróciła na swoje miejsce, próbując praktycznie schować się pod ławkę.
Marzyła, żeby ten dzień minął jak najszybciej, włącznie z wieczorem. Przez
krótki czas myślała o tym, żeby powiedzieć rodzicom o Harry'm. Jednak przed
oczami miała sytuację, w której brunet przychodzi do jej domu, przedstawiając się
rodzicom Grace, mówiąc, że tak bardzo chce przełamać nieśmiałość dziewczyny.
Rodzice będą zachwyceni i nic w związku z tym nie zrobią. Jakoś nie potrafiła
sobie wyobrazić Harry'ego, który tak po prostu odpuszcza sobie coś. Zbyt dużo
zaborczości widziała w jego oczach, zbyt dużo dominacji i chęci bycia
niepokonanym.
Gdy tylko usłyszała upragniony
dzwonek zerwała się ze swojego miejsca i jako pierwsza wyszła z klasy.
Odetchnęła głęboko. Liczyła na to, że rozstanie się z przedmiotem na resztę
dnia poprawi nieco jej humor i będzie mogła się przygotować psychicznie na
spotkanie z Harry'm. Musiała przyznać, z niechęcią, że mogła się dogadywać z
chłopakiem, ale wtedy, gdy jest spokojny. Zeszłej nocy mieli taką krótką
chwilę, dopóki z wycieńczenia emocjami nie zasnęła. Rozmawiali normalnie, nie
licząc tego, że denerwował się pojawianiem się pytań, które za bardzo
ingerowały w jego życie. To oczywiste, że Grace chciała wiedzieć dużo, ale
kłóciło się to z umysłem Harry'ego, który nie mógł mówić dużo. Może i nawet chciał,
ale każda informacja dotyczyła jego życia, życia, którego styl nie każdemu
przypada do gustu. Ostatnią rzeczą jakiej chciał, to widzieć odrazę w
spojrzeniu Grace. Przeżyje strach i nieśmiałość, ale nie odrzucenie go. Tego by
było za wiele dla niego. Pierwszy raz zainteresował się dziewczyną na dłużej
niż kilka godzin i to ona miała go zostawić? Nigdy by sobie na to nie pozwolił.
Godziny mijały a co za tym szło
zbliżały Grace do upragnionego końca lekcji. Uszczęśliwiona możliwością wyjścia
do domu ruszyła korytarzem szkolnym kierującym ją do wyjścia.
-Grace!
Pozwól do mnie na chwilę, dobrze?- Odwróciła głowę do tyłu na dźwięk głosu pana
Bradfford'a. Przeklnęła nauczyciela w myślach. O niczym tak bardzo nie marzyła
jak o swoim łóżku. Czuła się jakby nie spała całą noc i jeszcze fatalna kartkówka
z chemii.
-Pewnie
dlatego mnie woła.- Pomyślała.
Chcąc
czy nie chcąc musiała iść do sali numer dwadzieścia cztery. Czekał już tam na
nią, siedząc na swoim obszernym biurku.
-Zamknij
dzrzwi, proszę. Nie chciałbym, aby ktoś nam przeszkodził.- Powiedział. Grace
posłusznie wykonała jego prośbę, a następnie ostrożnie zbliżyła się do niego.
-Jestem
załamany twoją pracą, Grace. Zdajesz sobie sprawę, że zdobyłaś tylko dwa
punkty? Przykro mi, ale to nie daje ci pozytywnej oceny.- Chciała już coś
powiedzieć, jednak mężczyzna podniósł do góry wskazujący palec, sygnalizując,
że to nie koniec jego wypowiedzi.- Jednak jestem skłonny zapomnieć o tym.
Musisz jednak zrobić jedną rzecz.- Uśmiechnął się.
-Naprawdę?
Tak bardzo dziękuję! Zrobię cokolwiek. Mam może przygotować prezentacje, albo
wziąć udział w jakimś konkursie? Jestem skłonna ponieść wszelki trud.-
Ucieszyła się, słysząc taką propozycję. Pomyślała, że ten tragiczny dzień być
może ma szansę na dostanie miana dobrego. Henry zeskoczył ze swojego
dotychczasowego miejsca na ziemię. Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy i nie
zastanawiając się ani trochę siłą zmusił ją do spoczęcia na podłodze. Grace
stała się zbyt zdezorientowana, zbyt przestraszona by powiedzieć chociaż słowo.
Siła i gwałtowność nauczyciela wzięły nad nią kontrolę odbierając jej zdolność
mowy. Właśnie wtedy spojrzała w górę. Zaczęła się intensywnie wpatrywać w jego
oczy szukając litości, ale nie zobaczyła tam niczego prócz czystej
przebiegłości. Bo taki właśnie był. Przebiegły i zły. Problemem współczesnych
ludzi jest niepatrzenie się w oczy. Gdzie indziej mamy poszukać odpowiedzi na
nasze pytania, jak nie w oczach? To tam kryje się centrum naszej duszy i
umysłu. To właśnie tam łączą się wszystkie nasze zmysły szukając wyjścia.
Właśnie wtedy możemy zobaczyć z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Grace
popełniła karygodny błąd myśląc, że wszyscy są tacy, jakimi sobie ich
wyobrażała i właśnie teraz za to płaciła.
-Musisz
zapracować na swoją ocenę, kotku. Teraz bądź grzeczna i ściągnij mi spodnie. A
dalej sobie poradzisz.- Mrugnął dalej, unosząc głowę do góry i zamykając oczy.
Myślała nad tym, co ma zrobić. Spojrzała się w stronę drzwi. Nie zamykała ich
na klucz. Jak teraz wstanie i wybiegnie będzie miała przewagę. Mogła spróbować
ściągnąć dolną część jego garderoby co stanowczo by go spowolniło. Jednakże
myślenie Grace ma to do siebie, że kompletnie się wyłącza w sytuacji
zagrożenia. Dokładnie tak samo zachowywała się przy Harry'm. Czuła zagrożenie z
jego strony, ale pomimo tego potrafiła tylko błagać. Nie wykonała żadnego
ruchu, nie probówała go chociażby kopnąć. Tak też postąpiła i w tym wypadku.
Wypadła jej już z głowy zła ocena i spotkanie z brunetem. Chciała mieć to
wszystko za sobą. Okropnie się bała. Nie dokuczało już jej zmęczenie, nie
odczuwała bólu głowy. Chciała, aby w tamtym momencie ktoś wszedł do sali,
ratując ją. Sprzątaczki zaczynały pracę dopiero za godzinę, a nauczyciele
przesiadywali albo w pokoju zebrań, albo w swoich salach. Marne szanse, że ktoś
wejdzie. W najgorszym wypadku zapuka, a pan Bradfford zdąży zatrzeć wszystkie
ślady, a Grace będzie zbyt onieśmielona i przestraszona by powiedzieć o tym, co
miało miejsce. Tak więc delikatnie złapała pasek od spodni, rozpinając go. Z
każdymi kolejnymi ruchami, które prowadziły do tego, że Grace ujrzała męskość
nauczyciela, blondynce zbierało się bardziej na wymioty. Jeszcze bardziej się
przeraziło widząc długość penisa, podnieconego już, Henry'ego.
-Nie mam
czasu na myślenie, Grace.- Rzucił w jej stronę groźnym tonem.- Zrób to i będzie
po sprawie. Nie udawaj niewiniątka.- Uśmiechnął się. Problem tkwił w tym, że
niczego nie udawała. Nigdy jeszcze nie widziała tyle nagości co tamtego dnia.
Kompletnie nie wiedziała co ma począć. Jednak Henry zdawał się nie widzieć
żadnych przeszkód. Bez ostrzeżenia złapał długie, blond włosy dziewczyny
owijając je sobie wokół nadgarstka po czym przyciciągnął jej głowę do swojego
krocza. Wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu. Delikatnie otworzyła swoje
czerwone usta pozwalając nauczycielowi działać. Cieszyła się z faktu, iż łzy
zamazywały jej widok i nie musiała patrzeć na to, co się z nią dzieje.
Dokładnie czuła każdy ruch, jaki wykonywał jej oprawca. Dławiła się za każdym
razem, gdy się w niej zagłębiał, ale nie mogła nic powiedzieć, zważając na to,
że nie miała możliwości. Pytanie brzmi, czy nawet jak by ją miała, to czy by
się odezwała? Często stajemy w życiu przed sytuacjami, z których nie wiemy jak
wybrnąć i jedyną drogą na wyjście z niej jest zrobienie tego, czego ona od nas
wymaga. U Grace należy dopisać jeszcze ogromny strach, który ją doszczędnie
sparaliżował. Jedną rzecz wiedziała na pewno: nigdy nie zapomni tego, co się
wydarzyło w tej klasie..
Rozdział czwarty lubi
się bić.
Wchodząc do domu nawet nie
przywitała się z rodzicami. Czuła się strasznie brudna, nie tylko psychicznie,
ale fizycznie – kosmyki włosów przy twarzy pokryte były białą wydzieliną. Nie
obchodziło ją to jaka godzina była, jaka pora dnia. Jedyne co potrafiła to
skulić się na łóżku i zacząć płakać. Nigdy nie sądziła, że coś takiego może jej
się przytrafić. Często oglądała wiadomości i przeglądała strony internetowe.
Czytała o dramatach molestowanych seksualnie nastolatek i im współczuła,
myśląc, że jest wyjątkowa, bo to ją omija. Jakim zaskoczeniem było to, że
jednak przyszło do niej. Nie umiała sobie poradzić z ogromnym natłokiem myśli w
swojej głowie. Część niej chciała się po prostu zabić, kolejna myślała tylko o
tym, jak wróci do szkoły po weekendzie, a jeszcze inna pamiętała zaplanowane
spotkanie z Harry'm. Właśnie. Harry. Co jeśli on też ją wykorzysta? W tamtej
chwili stała się autentycznie przerażona. W pośpiechu wyłączyła telefon z
nadzieją, że chłopak nie mogąc się do niej dodzwonić zwyczajnie odpuści.
Jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się myliła.
Kurczowo trzymała się swojej
pościeli myśląc, że dzięki temu utrzyma stabilność psychiczną, jednak z każdą
minutą coraz bardziej zdawało się jej, że jest na małej łodzi pośrodku oceanu,
gdzie wygłodniałe rekiny tylko czekają na to, by na nią zapolować. Teraz każdy
stanowił niebezpieczeństwo, był tak samo obrzydliwy jak owy nauczyciel. Tak
naprawdę to nie wiedziała co ze sobą począć. Wstydziła się powiedzieć rodzicom,
a nie miała przyjaciółki, której może się wygadać w każdej chwili. Może jedyna
rzecz, której zawsze zazdrościła dziewczynom z klasy to, to, że mają siebie
nawzajem, a ona zawsze wchodziła sama i wychodziła. Czasem, jak w tej chwili,
bardzo ją to dobijało, ale często myślała sobie, że za bardzo przyzwyczaiła się
do samotności. Bo czym ona tak naprawdę jest? Byciem samym w swoim pokoju?
Spacerowaniem samemu po okolicznym parku? Grace myślała, że to stan umysłu,
który mówi nam: stop, gdy tylko próbujemy porozumieć się z kimś. Jest czymś w
rodzaju kodonu, który kończy pewien etap w naszym umyśle i sygnalizuje, że
tutaj następuje koniec. Jedynym wyjątkiem jest to, że u blondynki nie było
kontynuacji, jak w biologicznej części. Nie powstawało kolejne białko,
powstawała pustka – wielka i czarna. Czerń pochłaniała ją całą nie dając chwili
spokoju bo pomimo tego, że sama wyczarowała kodon stop, to nie dała zapominać
dziewczynie o tym fakcie. Kiedyś musiała wstać, udać się pod prysznic i
wymyślić co zrobić, ale nie miała na to sił, nie teraz, gdy każdy najmniejszy
szmer na zewnątrz przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Przewróciła się na
plecy, zasłaniając dłońmi zapłakane oczy, które oślepiała światłość zza okna.
Zapomniała zasłonić rolet. Szybko wstała, podchodząc do parapetu. Złapała za
koniec czerwonej narzuty chcąc przeciągnąć ją po białej szynie, jednak ręka
opadła bezwładnie wzdłuż boku, a oddech uwiązł w gardle. Oto przed nią stał w
samej osobie Harry Harris. Wyglądał jak szaleniec, który uciekł z zakładu
psychiatrycznego. Jego spojrzenie było kłębowiskiem wszelakich negatywnych
emocji zebranych z całego świata, a usta, zaciśnięte w wąską linię, nie
prezentowały się już ponętnie. Grace natychmiast odsnęła się od szyby, myśląc,
że jak stanie dalej to chłopak sobie pójdzie. Jej telefon zawibrował.
Albo otworzysz, albo wybiję szybę.
Ostrożnie
przełknęła ślinę. Ręce trzęsły się jej okropnie, a ona nie potrafiła tego
opanować. Delikatnie dotknęła klamki od balkonu i ją przekręciła, szybko
wskakując na łóżko. Myślała, że gdy schowa się w nim, to brunet jej nie tknie,
że zobaczy, iż to jest jej schronienie.
-Co ty
sobie, kurwa, myślałaś? Wyłączyłaś telefon?! Naprawdę?! Jesteś tak cholernie
głupia.- Zeskanował spojrzeniem uwypuklenie na materacu. Zdarł z niej pościel i
złapał za ramię. Jeszcze nigdy nie był na nikogo tak bardzo zły jak w tamtym
momencie na Grace. Dziewczyna pisnęła i zaczęła się wyrywać. Bała się go.
Przeżyła dzisiaj tak wiele, a on przyszedł, dokładając jej cierpienia.- Jeśli
myślisz, że możesz się mnie pozbyć, to się grubo mylisz.- Jego usta ozdobił
krzywy uśmiech.- Co mam ci zrobić za karę? Powineniem cię uderzyć. I to mocno,
żebyś zapamiętała do końca życia.
Grace zaczęła przeraźliwie płakać.
Nie miała pomysłu co robić, by odepchnąć chłopaka od siebie, pomysłu by się
uratować. Upadła, wciskając się w kąt pokoju i zasłaniając głowę rękoma.
Skuliła się, chcąc chronić swoje ciało. Wywołało to skrajną reakcje u
Harry'ego. Przed jego oczami ukazał się obraz matki, w dokładnie takiej samej
pozycji, która bała się swojego męża. Upadł na kolana, przygarniając blondynkę
do siebie.
-Nie
zrobię ci krzywdy, dobrze? Nie zrobię.- Powtarzał, kołysząc ją w swoich ramionach,
pragnąć jej spokoju.- Czemu wyłączyłaś telefon, Grace? Boisz się mnie?-
Pokiwała twierdząco głową, a następnie zaprzeczyła. Wywołało to cichy chichot u
Harryego.
-Skrzywdził
mnie.. On mnie skrzywdził..- Głos jej się załamał i znów zaczęła płakać.
-Hej,
hej, uspokój się. Jesteś teraz przy mnie i jak ktoś spróbuje cię dotknąć to
pożałuje tego, tak? Opowiedz mi wszystko.- Zaczął głaskać jej długie, blond
włosy aż w końcu natrafił na nieodpowiedni kosmyk, który był pamiątką po
wcześniejszym wydarzeniu. Od razu przygarnął ją bliżej siebie.
-Już nic
nie mów, wiem wszystko, wiem..- Przerwał na chwile, chcąc uporać się ze swoimi
myślami. Co ma zrobić w takiej sytuacji? Nie chciał, by Grace się smuciła, żeby
się bała. Nie potrafił opisać tego, co poczuł, gdy po raz pierwszy ją ujrzał
wtedy, na imprezie, i jedyne co potrafił nazwać, to bardzo silne przyciąganie.
W głębi duszy czuł, że ta kobieta będzie inna i, że może mu bardzo pomóc, ale z
innej nie chciał stać się przez to słabszym człowiekiem. Najbardziej obawiał
się miłości do niej. Wiedział, że to ona robi z ludźmi tragiczne rzeczy, że
doprowadza wiele rzeczy do ruiny. Jednak znał też dobą stronę. Zanim jego
ojciec się zmienił, Harry widział jak bardzo cieszył się obecnością matki, jak
ją ubóstwiał i szanował. Wtedy, jako mały chłopiec, wymarzył sobie idealną
żonę, towarzyszkę życia i przede wszystkim: takie życie. Jak teraz o tym myśli
śmieje się ze swoich dziecinnych fantazji, ale na dnie serca dalej ma obraz
szczęśliwych rodziców i marzy o takiej chwili, gdy obraz obrzydliwych chwil
związanych z ojcem bijącym swoją ukochaną, zastąpi wspomnienie związane z jego drugą
połówką. Bardzo dużo myśli przelatywało mu przez głowę. On nie mógł myśleć o
szczęśliwym zakończeniu. Musiał być okrutny. Ale co miał zrobić z tym, że nie
chciał ranić Grace? Przerażało go to, ale również chciał tego.
-Harry..
Tak bardzo się boję.- Złapała z jego koszulkę, czepiając się jej.
-Wiem,
ale dopóki jesteś ze mną, to wszystko jest dobrze. Przysięgam.- Ostatnie słowo
wyszeptał wprost do jej ucha, sprawiając, że dygotanie na chwilę ustąpiło, a na
jego miejsce wkradł się lekki spokój.- Tak, od razu lepiej. Wszystko będzie
dobrze, przysięgam. Pamiętasz co ci mówiłem? Jesteś moja i jeśli ktokolwiek cię
dotknie, to pożałuje.
Włożył dłonie do kieszeni swojej
czarnej bluzy. Spojrzał jeszcze raz na budynek szkolny przypominając sobie
dokładny cel swojej podróży. Już zaczął się uśmiechać pod nosem na widok twarzy
nauczyciela po tym, co zamierzał z nim zrobić. Nałożył kaptur na głowę i ruszył
w stronę wejścia do szkoły. Dokładnie wiedział gdzie przebywał niejaki pan
Bradfford.
Z impentem otworzył drzwi od sali
biologicznej, o dziwo, cicho je za sobą zamykając.
-Harris?
Kopę lat! - Podszedł do chłopaka, który starałał się tuszować swoje negatywne
emocje. Był doskonałym aktorem. Przez wiele lat musiał udawać, że jego rodzina
jest idealna i nie mają żadnych poważnych problemów, więc to co robił teraz
było niczym.
-Bradfford!
Jak dobrze cię widzieć, stary! Słyszałem, że tu uczysz, więc przyszedłem. Nie
gniewasz się..- Przerwał, podchodząc do niego i ściągając kaptur z głowy.-
Prawda?
-Nie,
jasne, że nie.- Cofnął się kilka kroków, dostrzegając złowrogi błysk w oku
Harryego, ale nie chciał, żeby ten poznał coś po nim.
-Czyżbyś
się bał, kolego? Przecież jesteśmy sobie bliscy. Tak bliscy, że myślisz, iż
możemy się dzielić swoimi kobietami? Nie, chyba nie aż tak blisko, Bradfford.-
Wysyczał jego nazwisko. Zmniejszył odległość ich dzielącą, łapiąc za koszulę
Henry'ego.
-C-co ty
robisz, Harry? Puść mnie!- Zaczął się wyrywać, czym sprawiał jeszcze większą
frajdę Harry'emu. Lubił bawić się z ofiarami, zanim Zayn je zabijał. Sprawiało
mu przyjemność patrzenie jak po ich twarzy spływa krew, jak się nią dławią i
jak błagają o litość. A on wtedy się po prostu śmiał. Nienawidził ludzi,
niszczących cudze życie, którzy oczekują jakichkolwiek łask od losu. Nie
zasługują na nie. Harry nigdy nie skrzywdził niewinnego człowieka. Karał tylko
tych, którzy w stu procentach na to zasługiwali.
-Czemu
mam cię puścić?- Spojrzał mu głęboko w oczy.- Czy ty puściłeś Grace, gdy cię o
to prosiła? Zwróciłeś uwagę na jej płacz? Pytam się!- Wykrzyczał.
-To o
nią ci chodzi?- Henry uśmiechnął się.- Jest ładna.- Oblizał swoje usta.- I
wiesz co, Harris?- Spojrzał brunetowi prosto w oczy.- Możesz mnie pobić, ale i
tak nie zabierzesz jej bólu. To, co zrobisz niczego nie...- Harry nie pozwolił mu
dokończyć zdania. Z impentem rzucił jego ciałem o podłogę, sprawiając, że jeden
ze stolików złamał się. Pełen gniewu zbliżył się do mężczyzny, podnosząc go.
Spojrzał głęboko w jego oczy, które stały się przepełnione strachem. Teraz
sobie przypominał, czemu nigdy nie polubił Bradfford'a: za dużo mówił i nigdy
nie wiedział, kiedy skończyć. Jeszcze raz sprawił, że ciało nauczyciela
znalazło się w powietrzu, jednak tym razem poleciało znacznie dalej, bo aż na
środek sali. W szybkim tempie zmniejszył dzielącą ich odległość i usiadł na
Henry'm uniemożliwiając mu ruch.
-Mógłbym
cię pobić do takiego stanu, że nie wstałbyś. I dobrze o tym wiesz. Możesz mówić
wiele rzeczy, starać się mnie sprowokować, ale mam to w dupie. Jedyne co musisz
teraz zrobić to zwolnić się z pracy i wyjechać, jeśli nie..- Uśmiechnął się,
pokazując wszystkie zęby.- Jeśli tego nie zrobisz, to z wielką ochotą umówię
cię na spotkanie z James'em.- Ostatnie słowo wyszeptał mu do ucha. Poczuł jak
ten gwałtownie zesztywniał i połknął swoją ślinę. Jedyne co był w stanie zrobić
to prawie nie zauważalnie pokiwać głową, na znak zgody.- Dobrze. Miło, że się
zgadzamy.- Podniósł się. Jeszcze raz spojrzał się z góry na Henry'ego. Jedyne
co czuł, to ogromne obrzydzenie. Bardzo chciał zrobić mu większą krzywdę, ale
wtedy była osoba, która bardziej potrzebowała jego obecności niż bezwartościowy
nauczyciel chemii...
Rozdział piąty
przekonuje do siebie ludzi.
Spokojny sens zakłóciły jej obrazy
sprzed kilkunastu godzin. Co jakiś czas widziała tę scenę od nowa, która w jej
snach była kontynuowana. Przerażały ją skutki tego, co się wydarzyło.
Najbardziej zadziwiającą rzeczą w snach jest to, że dopóki się nie budzimy,
jesteśmy przekonani, że to prawdziwe życie. Czasem napawa nas strachem, jak w
przypadku Grace, ale zazwyczaj śmieszy lub zadziwia, a innym razem przechodzimy
obok tego obojętnie, ponieważ to dzieje się tylko w naszym umyśle. Blondynka
jednak była święcie przekonana, że właśnie jest poniedziałek i zaczynają się
lekcje, a jej rówieśnicy wyśmiewają się z niej bardziej niż zazwyczaj. Nagle
wszystko znikło, a przed oczami miała tylko ciemność, która panowała w jej
pokoju. Spanikowana rozejrzała się po pomieszczeniu, czując łzy w kącikach
oczu.
-Harry..-
Wyszeptała. Zdawała sobie sprawę, że tylko on jest jej wstanie pomóc, bo tylko
on zna całą sytuację. Wstydziła się przyznać rodzicom, chociaż nic nie było jej
winą.
-Jestem
tutaj, spokojnie.- Oplótł dziewczynę w pasie, przyciągając do swojego ciała.-
Nikt ci nie zrobi krzywdy, dobrze?- Zaczął delikatnie kołysać blondynkę w
swoich ramionach. Jego oddech delikatnie muskał jej szyję wywołując przyjemne
dreszcze – coś, czego wcale nie chciała. Jak może czuć się dobrze w towarzystwie
Harry'ego? Nie chciała go w swoim życiu, ale teraz, gdy tak bardzo się bała, on
ją pocieszał i czuła wdzięczność, ponieważ pierwszy raz w życiu nie ogarniała
ją samotność. Wybuchy złości Harry'ego, których Grace już zdążyła być
świadkiem, mogły przynieść coś dobrego. Brunet mógł ją obronić. Doskonale
widziała zarys jego mięśni, czuła jego mocny uścisk, a to, w połączeniu z
furią, która mogła go ogarnąć to niechybna śmierć dla nieszczęśnika. I nagle
przypomniała sobie o swoim nauczycielu. Zdała sobie sprawę, że on będzie na nią
czekał. Gdy przyjdzie w poniedziałek do szkoły na pewno wezwie ją do siebie pod
pretekstem zrobienia dodatkowej prezentacji, a ona, okropnie się bojąc, znów
się zgodzi. Jak na zawołanie zaczęła się okropnie trząść, a łzy zaczęły spływać
strumieniem z jej oczu.
-Grace,
uspokój się.- Pocierał delikatnie plecy dziewczyny, tuląc ją do siebie. Czasem
dostrzegał jej oczy, oświetlane przez uliczne lampy. Głębia, jaką w nich
dostrzegał paraliżowała go i odbierała zdolność jasnego myślenia. Dokładnie tak
samo miał wtedy, na imprezie, kiedy podniósł ją do góry, a ona zdezorientowana
spojrzała się na niego. Jego serce zabiło szybciej i musiał ją stamtąd zabrać,
musiał ją mieć tylko dla siebie. A teraz tak bardzo chciał zabrać jej ból.
Nigdy nie obchodziła go żadna kobieta od czasu, gdy jego matka zmarła. Jednakże,
spoglądając na Grace, wie, że nie mógłby jej tak po prostu zostawić i odejść.
Nie wybaczyłby sobie tego.
-On
będzie na mnie czekać.. On tam będzie..- Szeptała, kołysana w ramionach
chłopaka.
-Nikt
nie będzie na ciebie czekać. Zająłem się tym.- Zacisnął zęby ze złości. Wiadome
było, że nie mógł zostawić Bradfford'a bez kary. Należało mu się. Nawet jeśli
nie chodziło by o Grace. Żadna dziewczyna nie może być tak traktowana.
-Co masz
na myśli, Harry?- Zapytała cicho.
-Nie
martw się tym. Możesz spokojnie iść do szkoły.- Założył niesforny kosmyk włosów
blondynki za jej ucho. Potarł delikatnie jej policzek, chcąc go pocałować, ale
dziewczyna odsunęła się. Pomyślała, że jeśli jest dla niej miły, to nie
zezłości się. Myliła się jednak.
Harry gwałtownie przyparł ją do
siebie, wbijając swoje palce w jej żebra. Lustrował wzrokiem jej twarz. Widział
to przerażenie, ale nie potrafił postąpić delikatnie. Nie umiał po prostu
powiedzieć, że jest cudowna, przepiękna i że chce dla niej jak najlepiej.
Potrafił tylko okazywać zdenerwowanie, złość i przemoc. Uwolnił jedną rękę i
dotarł nią do policzka Grace. Delikatnie odwrócił jej głowę w prawą stronę i
złożył na mokrym od łez policzku długi pocałunek. Dziewczyna wzdrygnęła się,
ponieważ liczyła na ból, ale nic takiego się nie stało. Odetchnęła z ulgą.
-Powinnaś
już się nauczyć, że nie możesz mi się sprzeciwiać.- Zaczął mówić. Serce zaczęło
jej bić szybciej. Usłyszał to. Przyłożył dłoń do miejsca na klatce piersiowej,
gdzie znajdowało się serce Grace.- To serce kiedyś zabije mocniej, ale nie ze
strachu do mnie. Obiecuję.- Ostatnie słowo wyszeptał prosto do jej ucha.-
Zbieraj się. Zabiorę cię gdzieś.- Pochwycił blondynkę w biodrach, sadzając ją
na skraju łóżka. Sam zaś wstał i ubrał swoje buty.
-Nie..-
Zaczęła mówić, ale szybko zamknęła usta, napotykając groźne spojrzenie
Harry'ego. Przełknęła ślinę, ale zdecydowała się kontynuować. Nie chodziło jej
o to, że bała się jechać gdziekolwiek z chłopakiem. Przerażało ją wychodzenie.
Zawsze ograniczyła się do spacerów do szkoły, ale poza tym uczyła się w swoim
pokoju. Odzwyczaiła się od wychodzenia, a przedwczorajsza impreza to wyjątek,
spowodowany chęcią sprawienia przyjemności matce i zapobiegnięciu fali wyzwisk
kierowanych do Grace w szkole. Po za tym aktualnie była piąta nad ranem. Kto
normalny jedzie gdzieś o tej godzinie? Pytanie jednak brzmi: czy Harry to
normalny człowiek?- Ja po prostu się boję.- Powiedziała głośniej, dziwiąc się,
że ton jej głosu jest taki mocny. Możliwe, że miała dość ograniczania swojej
wolności przez chłopaka, którego nie znała, pomimo tego, że jej pomógł. W jej
mniemaniu pomagało się bezinteresownie.
-Grace..-
Zaczął, zakładając płaszcz.- Mówiłem ci, że nie musisz się bać twojego
nauczyciela. Ta sprawa jest skończona.
-Nie
chodzi o niego, Harry!- Krzyknęła trochę głośniej niż chciała, czego się
wystraszyła, momentalnie zniżając głowę. Sam Harry zdziwił się jej wybuchem.
Przez te dwa dni zdążył zauważyć, jaka dziewczyna jest nieśmiała.
-To, o
co?- Warknął w jej stronę. Zaczynało mu się nudzić a do tego James już od dawna
czekał na niego w domu.- Twoich rodziców nie ma, okej? Wyjechali gdzieś godzinę
temu.- Blondynka przypomniała sobie o bardzo ważnym spotkaniu taty na drugim
końcu Londynu, na które został zaproszony ze swoją żoną. Jednak to ostatnia
rzecz, o której wtedy myślała. Zmusiła się tylko do tego, aby pomachać
przecząco głową. Nie miała już więcej odwagi, by wyjaśnić cokolwiek.- Dobrze,
jak chcesz, Grace. Albo powiesz o co chodzi, albo wyniosę cię siłą. Co
wybierasz?- Otworzyła szerzej oczy z przerażenia, szybko wchodząc pod pościel.
Usłyszała cichy chichot Harry'ego.- Sama tego chciałaś..- Nie skończyła do
końca przetrawić tego zdania, a już poczuła jak ktoś zrywa z niej narzutę i ją
unosi.
-Co..?-
Nie musiała kończyć pytania, bo właśnie zorientowała się, że jest niesiona
przez bruneta.
-Mówiłem,
że to zrobię, kochanie. Nie wolno mi się sprzeciwiać. Nigdy.
James usłyszał dźwięk przekręcanego
klucza w drzwiach. Właśnie wrócił z magazynu, gdzie dotarła nowa dostawa broni.
Nie ukrywał, że był zły na Harry'ego. Nie lubił tego robić sam, ponieważ nie
miał talentu do targowania się. Zawsze jak byli razem to udawało im się
skutecznie zbijać cenę.
-Gdzie
ty byłeś? Wiesz co dzisiaj było?! Dost..- Urwał, kiedy spostrzegł, że jego
przyjaciel nie przyszedł do domu sam. Zza jego pleców nieśmiało wyglądała
bardzo piękna blondynka o wystraszonym spojrzeniu. Poznał ją natychmiast. Przed
jego oczami widniała postać Grace. Tej dziewczyny, o której Harry nie mógł
przestać myśleć. Od razu się uśmiechnął i podszedł do niej.
-Cześć!-
Wykrzyknął z entuzjazmem.- Jestem James Hoover, najlepszy przyjaciel tego
kretyna.- Uśmiechnął się tak mocno, iż blondynka zobaczyła wszystkie jego zęby.
Pomyślała, że ten czarnowłosy chłopak bardziej przypadł jej do gustu. Wydawał
się emanować dobrocią. Nie, to co Harry, nienawiścią. Powoli wyłoniła się zza
postaci wspomnianego wcześniej, i podała swoją rękę James'owi.
-Jestem
Grace.- W pewnym sensie chciała się odgryźć na Harry'm. Pragnęła pokazać mu, że
chce, aby był dla nie miły i jak wiele może tym osiągnąć. Ten jednak wydawał
się być niewzruszony całą sytuacją. Nawet nie znajdował się przy tej sytuacji,
tylko poszedł włączyć telewizor. Do uszu Grace dopłynęły dźwięki komentatorów
sportowych. Cicho westchnęła. Sama nie potrafiła zrozumieć siebie. Czemu tak
właściwie zależało jej na zrozumieniu ze strony chłopaka?
James uważnie zlustrował dziewczynę
wzrokiem. Musiał przyznać, że jego przyjaciel miał gust. Grace wydawała się być
ucieleśnieniem anioła. Jednak należała do Harry'ego i Hoover doskonale to
rozumiał. Chciał ją przytulić na powitanie. Zachowuje się tak z każdym, nawet
ze swoimi kolegami. Jednak ona się odsunęła, lekko przerażona. Jej oczy
momentalnie zrobiły się większe, a szczęka zaczęła drgać, jakby stała się w tej
jednej chwili bliska płaczu.
-Harris!
Rusz tu swój gruby tyłek!- Krzyknął, nie ukrywając ogromnego zdziwienia
zachowaniem dziewczyny.
-Co się
stało?- Jego wzrok spoczął na przejętej strachem Grace.- O matko..- Szybko
podszedł do niej. Pochwycił ją w swoje ramiona, zaczynając delikatnie kołysać.
Złożył ledwo wyczuwalny pocałunek na jej lewej skroni. Myślał, że poradzi sobie
z James'em. W odróżnieniu od niego, on był bardzo miły i lubił nowe znajomości.
Nie przerażał nikogo choć zdecydowanie robił o wiele straszniejsze rzeczy od
swojego współlokatora.- James ci nic nie zrobi, tak? On jest dobry. Uspokój
się, okej? Pójdziemy teraz obejrzeć jakiś film i zobaczysz, że jest niegroźny.-
Pokiwała delikatnie głową, pozwalając się pociągnąć do salonu, na kanapę.
Usiadła między chłopakami.
-Przepraszam,
że cię wystraszyłem.- Powiedział James.- Nie chciałem. Ech, myślałem, że jestem
taki piękny, a tu widzę, że się boisz.- Grace zaśmiała się. Polubiła go. Wtedy
po prostu przypomniała sobie o lekcji chemii.
-Nie
jesteś brzydki. Jesteś przystojny. I bardzo zabawny.
-Słyszysz,
Harris? Twoja laska mnie lubi.- Poruszył zabawnie brwiami, na co niebieskooka
odpowiedziała mu głośnym śmiechem.
-Czemu
ja zadaję się z idiotami?- Harry powiedział do siebie. Grace pomyślała, że nie
spodoba mu się to, że rozmawiała z James'em. Normalnie nie mówi za dużo, a
tutaj, czuła się dobrze. Czuła się chciana. Ktoś się nią interesował,
przejmował tym, że ją wystraszył, zranił. Wtedy wszystko wyglądało inaczej.
Jednak brunet miał to gdzieś. W dalszym ciągu.
-Chyba
ufa swojemu przyjacielowi.- Pomyślała i westchnęła z irytacji. Usilnie starała
zwrócić uwagę bruneta na siebie, ale bardziej go interesował człowiek z krwią
na twarzy, ukazywany na ekranie telewizora, niż jej rozmowa z Hoover'em. Nagle
wstał i skierował się do kuchni.
-Hej,
Grace..- Zaczął James.- Harry nie jest złym człowiekiem, okej? Widzę, że nie
chcesz się do niego odzywać i w ogóle.. Ale warto dać mu szansę. Pewnie wiele
razy wystraszył cię na śmierć, co nie? Tak, wiem. Były chwile gdy i mnie przerażał,
ale znalazłem sposób na to, aby opanować jego złość. Jednak ty musisz znaleźć
swój własny. On dużo przeszedł w przeszłości i to nauczyło go takiego, a nie
innego reagowania, musisz to zrozumieć. Kiedyś ci na pewno opowie. Nigdy
jeszcze nie przyprowadził żadnej dziewczyny do tego domu. Czuł się, jakbyś
wygrała Oscara.- Mrugnął do niej, ale potem kontynuował.- Nie możesz mu się
sprzeciwiać, nie wolno ci mówić co ma robić. Rozumiesz? Wtedy zobaczysz
prawdziwego Harry'ego. Harry'ego, którego nie musisz kochać, nie musisz z nim
być, ale takiego, któremu z pewnością zaufasz. Wierzę w to, Grace. Wierzę w
was.
Rozdział szósty
zmienia nastawienie.
Minęło trochę czasu
od spotkania Grace z James'em. Dziewczyna bardzo długo rozmyślała nad usłyszanymi
słowami. Czasem stajemy przed wyborami, które stanowią dla nas trudność. Dla
blondynki wybór odpowiedniej drogi dotyczącej Harry'ego był przerażająco
trudny. Z jednej strony stała jej nieśmiałość, która nakazywała jej wycofywać
się z kontaktów z ludźmi, nawet jeśli mogli być dobrzy, ale istniała druga
strona, w której dominowała czysta ciekawość. Pomimo tego, że nie znała Zayn'a
długo, to wierzyła mu w jego słowa. Wierzyła w to, że Harry może być dobry, że
może kiedyś mu zaufa. Chciała spróbować być dla niego miłą. Każdy zasługuje na
szansę, ale to już jego sprawa, czy ją wykorzysta. Na pewno nie jest w stanie
normalnie z nim rozmawiać, ponieważ nie jest do niego przyzwyczajona, ale
bardzo łatwo komunikuje się przez esemesy czy inne wirtualne rzeczy.
Chciałbym zabrać cię gdzieś, Grace. Bądź gotowa o 16.
Gdzie chcesz mnie zabrać, Harry?
Niespodzianka.
Lubię niespodzianki!
Nie
wiedzieć czemu, chciała, żeby Harry poczuł się dobrze, myślał, że robi dobrze.
Bo robił. Uwielbiała niespodzianki. Czuła, że jest dla kogoś ważna, bo zadał
sobie tyle trudu, żeby coś dla niej zorganizować. Większość ich nie lubiła. Nie
potrafią znieść tyle godzin czekania. Jednak życie nauczyło Grace pracy na to,
co chce się osiągnąć – cierpliwość to cecha, którą trzeba posiadać. Przymknęła
delikatnie swoje powieki rozkoszując się kilkoma promieniami słońca wpadającymi
do jej pokoju. Małe promyczki pełzały po jej twarzy, zostawiając ślady w
postaci ciepła. Pomyślała sobie, że miło by było siedzieć teraz z Harrym. Na tę
myśl gwałtownie otworzyła oczy. Podniosła się z łóżka i w panice zaczęła głośno
oddychać. Czemu myślała o nim w taki sposób? Czemu chciała mieć z nim cokolwiek
wspólnego? Bycie miłym nie oznacza dopuszczania kogoś do siebie. Nie chciała
tego robić. Przez tak długi czas była sama, nikt się nią nie interesował, czemu
teraz miała ufać Harry'emu? Nic o nim nie wiedziała. Skrupulatnie omijał
pytania dotyczące jego życia. Wiedziała tylko jak się nazywał. Przerażało ją
to. Potrafił wyciągnąć z niej bardzo dużo informacji, które dotyczyły czasem
bardzo intymnych spraw.
-Jesteś
dziewicą, słoneczko? - Zapytał parę dni temu. Grace zarumieniła się, ukrywając
twarz we włosach.
-Nie
powiem ci..- Wyszeptała, odsuwając się do chłopaka.
-Musisz.
Zadałem ci pytanie, Grace. Chyba nie chcesz mnie zdenerwować, prawda, skarbie?
- Dziewczyna głośno przełknęła ślinę. Nie, nie chciała go zdenerwować. Zrobiła
to ostatnio. Wtedy jego dłoń spotkała się z jej policzkiem i dziś nie mogła
dotknąć bolącego miejsca.
-Jestem..
- Wyszeptała to jeszcze ciszej, niż poprzednim razem chcąc zapaść się ze wstydu
pod ziemię. Nie lubiła tej strony Harry'ego, a patrząc na to dziś, gdy ślad na
skórze prawie się zagoił, wie, że ślad w jej głowie pozostanie na bardzo długo.
I brunet o tym wiedział. I nie mógł patrzeć na siebie w lustrze. Chcąc to
wynagrodzić blondynce, przygotował dla niej niespodziankę. Zobaczył na jej
ścianie logo jednego z klubów piłkarskich i pomyślał, że zdobędzie bilety na
mecz Ligii Angielskiej. Poruszył niebo i ziemię, żeby w ostatniej chwili dostać
bilety z najlepszymi miejscami, ale zrobił to. Znał cenę. Chciał, żeby między
nim, a Grace było dobrze, żeby mu zaufała, żeby mogli rozmawiać normalnie. Za
każdym razem gdy przypominał sobie zdarzenie sprzed kilku dni widział tam
swojego ojca bijącego swoją żonę. Nie chciał stać się potworem, ale prawdą było
to, że był okrutnym człowiekiem i część jego nie chciała się tego pozbywać. Z
drugiej strony zaś stała Grace. Przepiękna kobieta wewnątrz jak i na zewnątrz.
Nie musiała nic mówić, a już przyprawiała go o szybsze bicie serca. Nawet przed
James'em nie przyznał się, że zaczyna czuć coś do Grace. Nie umiał przyznać
nawet tego przed samym sobą. Miłość jest trudna. Wymaga wiele poświęcenia,
wiele cierpliwości, ale też wiele cierpienia i upokorzeń. Czasem droga do
szczęścia może być usłana samymi nieszczęściami, ale na końcu zawsze czeka nas
skarb w postaci ukochanej osoby, ponieważ to jest jedyna rzecz, która może dać
tak bardzo ogromną radość. Westchnął przeciągle. Miał dość rozmyślania o swoich
uczuciach.
-Harry.-
Do pokoju wszedł James.- Mamy robotę. Dziś dostawa. Wiesz o tym?- Ta wiadomość
była szokiem dla bruneta. Dziś miał iść na mecz z Grace. Nie mógł jej zawieść.
Nie po tym jak ją potraktował ostatnim razem.
-Stary,
ja..- Zaczął, lecz James nie pozwolił mu skończyć.
-Rozumiem.
Nie możesz iść bo idziesz do Grace. Okej. Jestem w stanie to zrozumieć.
Następnym razem masz się nie wykręcać!- Już miał wyjść, kiedy odwrócił się
jeszcze na moment.- Wpadła ci w oko, co nie? Wiem, że nie lubisz gadać o
uczuciach, ale..- Urwał na chwilę, by poszukać odpowiedniego stwierdzenia.-
Jestem z tobą, Harry. Pamiętaj.- Nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Harry był
wdzięczny przyjacielowi za wsparcie. Nie chciał go dziś wystawiać, w końcu to
jego praca, w taki sposób zarabia na życie. James to jedyny człowiek, który
wyciągnął do niego pomocną dłoń, kiedy wszyscy inni się od niego odwrócili.
Nigdy mu się nie odpłaci za to, jak zmienił jego życie na lepsze. Wstydem jest
nazywać go przyjacielem. James to brat, którego Harry nigdy nie miał. Prawdziwa
rodzina, której nigdy nie był częścią. I za to ma u niego dług do końca życia.
Spojrzał na zegar. Miał jeszcze trzy godziny, aż pojedzie po Grace pod szkołę.
Celowo chciał ją odebrać właśnie stamtąd. Każdy musiał wiedzieć, że należy do
niego. Nie ukrywał przed ludźmi tego, kim jest. Wiedzieli, że jeśli się dowie,
że ktoś skontaktował się z policją to czeka go marne życie. W związku z tym
doskonale wiedział, iż jeśli odpowiednie osoby go zobaczą, zaczną traktować Grace
z szacunkiem. Dziewczyna nie powiedziała mu tego nigdy wprost, ale domyślał
się, że nie jest zbytnio lubianą osobą, a co więcej, ludzie nie traktują jej
zbyt dobrze. Nigdy nie pozwoli nikomu krzywdzić żadnej kobiety, a od takich
sytuacji się zaczyna. Doskonale pamiętał ból, jaki przeżywała jego matka, nawet
gdy ojca nie było w domu przez kilka dni. Nie potrafiła się rozlużnić ani
przeciwstawić, każdy, najcichszy szmer przerażał ją do tego stopnia, że
podskakiwała z kanapy i chciała brać wystraszonego Harry'ego do jego pokoju, by
go bronić, a siebie wystawić na atak. Gdy orientowała się, że to nie jej mąż,
zaczynała płakać, tulić i całować chłopca. Takie rzeczy się zwyczajnie pamięta
i odciskają piętno na naszej duszy do końca naszych dni.
Wstał z kanapy i ruszył w stronę
wyjścia. Czuł dziwne, ale przyjemne mrowienie na ciele na myśl o tym, że za
kilka minut będzie mógł dotknąć Grace. Nie widział jej od kilku dni, z powodu
większej ilości dostaw, a oprócz tego załatwiał bilety na mecz, co było bardzo
trudne, ale przyniosło oczekiwane skutki. Podniecony, wsiadł do swojego
czarnego volvo i ruszył z piskiem opon. Nie zauważył nawet, że przez całą drogę
do szkoły uśmiechał się szeroko. Gdy w końcu zaparkował samochód naprzeciwko
budynku, zniecierpliwiony zapalił papierosa. Przyjechał trochę za wcześnie. Nie
mógł już usiedzieć w domu. Czuł się lepiej z myślą, że blondynka jest blisko
niego.
Usłyszał dzwonek. Oparł się wygodnie
o swój samochód, wypatrując dziewczyny, która niczego się nie spodziewając,
wychodziła jak zwykle samotnie z klasy, zmierzając ku wyjściu ze szkoły. Cały
czas myślała o niespodziance, jaką Harry mógł dla niej przygotować. Przerażało
ją to, że jedno słowo chłopaka może sprawić, że myślała o nim cały dzień.
Zawsze ludzie ją krzywdzili, wyśmiewali się z niej, nigdy tak naprawdę nie
wiedziała jaki był tego powód. Może to, że należała do bogatej rodziny i jej
zwyczajnie zazdrościli, albo dlatego, że miała dobre oceny, a takie osoby są
zazwyczaj obiektem drwin w szkołach. A nagle pojawia się ktoś taki jak Harry,
który pomimo swoich strasznych momentów, chciał ją uszczęśliwiać. Sytuacja
przypominała jej filmy akcji, w których ludzie muszą stawiać samotnie czoła
całemu świata i czasem chłopak przypominał jej właśnie kogoś takiego.
Spokojnie wyszła ze szkoły, chcąc
iść do domu i przygotować się na spotkanie z Harrym. Ogromnie się zdziwiła,
kiedy kilkanaście metrów od siebie zobaczyła uśmiechniętego bruneta,
wpatrującego się w nią. Po jej ciele przeszły przyjemne dreszcze, a endorfiny
zalały jej ciało. W tamtej chwili pomyślała sobie, że bardzo potrzebuje poczuć
jego dotyk, na swoim ciele. Stanęła na chwilę, rozglądnęła się wokół siebie.
Dużo uczniów stało i szeptało coś na temat Harry’ego. Grace nie do końca
wiedziała, o co chodziło. Pomyślała sobie, że to, jak się prezentował wzbudziło
zdziwienie, ponieważ w tej okolicy rzadko spotyka się osoby z tak lekceważącym
stosunkiem i niebezpiecznym spojrzeniem. Jednak potrzeba przytulenia go była
tak silna, że nie zważając na wszystkich uczniów, zaczęła szybkim krokiem
zmierzać w kierunku jego samochodu, i gdy już była blisko, przyspieszyła kroku
i z rozpędu rzuciła się w ramiona Harry’ego. On, nie ukrywając zadowolenia,
położył swoje dłonie na tali dziewczyny, mocno ją do siebie przyciągając,
jednocześnie podnosząc dziewczynę, tak, że mogła zapleść swoje nogi blisko
pleców bruneta. Poczuła się inaczej niż zwykle. Zazwyczaj w takim momencie
przejmowała by się tym, co powiedzą ludzie wokół niej, jednak gdy pojawiał się
Harry, gdzieś głęboko, czuła, jest bezpieczna.
-No
witaj, piękna.- Zaczął, odsuwając ją delikatnie, aby móc spojrzeć jej w oczy.
-Cześć
Harry.- Odpowiedziała cicho, rumieniąc się delikatnie, co wywołało szeroki
uśmiech u chłopaka.- Nie wiedziałam, że będziesz tutaj na mnie czekać.
-Chciałem
ci zrobić niespodziankę, czy to źle?- Potarł delikatnie jej policzek.
-Nie.-
Mówiła, nieświadoma tego, iż tuli się do dłoni chłopaka. Jego dotyk działał
kojąco.- Naprawdę się cieszę.- Przyznała.- A więc, gdzie mnie zabierasz?
-Co by
to była za niespodzianka, gdybym ci teraz powiedział?- Mrugnął do niej.-
Wsiadaj.- Z niechęcią ją puścił, otwierając drzwi do samochodu. Nie potrafił
opisać swojej radości w tamtym momencie. Blondynka uwalniała w nim uczucia,
których nigdy dotąd nie zaznał, dlatego też nie do końca orientował się w całej
tej sytuacji, ale wiedział, że były one pozytywne.
-Cieszę
się, że przyjechałeś po mnie.- Powiedziała, po krótkiej chwili ciszy.
-Każdy
musi wiedzieć, że należysz do mnie, skarbie.- Mrugnął do niej i skupił się na
drodze. Za każdym razem kiedy mówił o niej, jak o swojej własności, nie czuła
się komfortowo. Wyobrażała sobie, że jest zwykłym, bezużytecznym przedmiotem,
którego można używać przez jakiś czas, ale kiedyś w końcu na pewno się znudzi i
tego bardzo się obawiała. Nie wiedzieć czemu, nie chciała stracić Harry’ego.
-Nie
lubię, kiedy tak o mnie mówisz.- Wyszeptała, bojąc się reakcji chłopaka. Brunet
spojrzał na nią kątem oka, nie ukrywając, że słowa te lekko go zdenerwowały.
Nienawidził, gdy ktoś starał się wyperswadować mu robienie czegoś.