środa, 24 lutego 2016

Pierwsze rozdziały.



CRUDE.





Poznajcie Harry’ego: chłopaka, który wszystkie problemy rozwiązuje przemocą. A teraz spójrzcie na Grace: nieśmiałą dziewczynę, która cały swój świat widzi w nauce. Sądzicie, że może im się udać? A co jeśli na światło dzienne wyjdą wszystkie tajemnice? Czy nawet wtedy będą w stanie poradzić sobie ze wszystkim? “CRUDE.”







































PROLOG


            Nikt tak naprawdę nie wiedział, co się kryło w jego sercu. Harry był typem skrytego człowieka. Nigdy nie pokazywał swoich emocji, oprócz ogromnej złości, która się w nim gwałtowanie gotowała. Od czasu, gdy jego okres w domu dziecka dobiegł końca wyruszył przez życie zupełnie sam. Nie dopuszczał do siebie nikogo. Jednak każdy człowiek w swoim życiu staje przed trudnym wyborem. Potrzebuje wtedy pomocy drugiej osoby. Taką osobą, stał się James. Jest to wysoki, szczupły chłopak, o brązowych oczach i potarganych włosach. Cechuje się przede wszystkim szybkością w działaniu. Dzięki temu uratował Harry’ego przed niechybną śmiercią. Często oboje wspominają to wydarzenie..

            Dzień zapowiadał się, jak codzienne w Londynie: wietrznie i deszczowo. Harry, jak zwykle, wracał nad ranem z piątkowej imprezy. Jego spokojny spacer zakłóciły szmery, dochodzące zza jednego z kontenerów na śmieci. Nigdy nie myślał dwa razy nad tym co robi. Także i tym razem bez zastanowienia ruszył do źródła hałasu. Wbrew pozorom jego ciało było naprawdę umięśnione i wysportowane, ale nie dałoby rady przeciwko całemu gangowi Rats’ów. Jednak nie mógł przejść obojętnie obok krzywdy, którą zobaczył. Przypomniała mu się jego biedna matka, która była tak długo katowana przez ojca, aż w końcu zmarła z wycieńczenia i obrażeń, które miała na ciele. Harry gwałtownie odepchnął jednego z gwałcicieli, a następnie jego pięść zderzyła się z nosem oprawcy.
-Co do cholery?!- Krzyknął jeden z nich.
-Dupki.- Mruknął pod nosem. Nie przywykł odzywać się dużo. Przyzwyczaił się, że wszystko można rozwiązać gniewem.
-Harris.- Wysyczał jeden z nich.- Znam cię z kilku bójek. Lubisz przemoc, co nie?- Zarechotał.- Jesteś strasznie głupiutkim chłopczykiem. Na pewno wiesz kim jesteśmy. Chcesz z nami zadzierać? Oj Harris.. Życie ci nie miłe? Teraz muszę cię zabić..
Harry tylko uśmiechnął się pod nosem. Nie dlatego, iż uważał tę groźbę za śmieszną, tylko dlatego, że ból i śmierć nie były dla niego czymś strasznym. Patrzył przez tyle lat na swoją cierpiącą matkę, a później sam przeżywał to samo co ona, aż do czasu, gdy wścibska sąsiadka nie zadzwoniła na policję.
-Zabierzcie mi go sprzed oczu. Zabijcie, cokolwiek. Chcę się zająć tą laską.- Odwrócił się na moment w jej stronę, oblizując agresywnie usta.- Żegnaj Harris.- Krzyknął na odchodne, gdy dwóch potężnych mężczyzn łapało go, wyrywającego się, za ramiona. Starał się jakoś reagować. uwolnić się i uciec, ale nie mógł do końca skupić się na obronie. W dalszym ciągu część jego myśli zawdzięczała biedna, gwałcona dziewczyna. Nie mógł przyjąć do wiadomości tego, że jej nie pomógł. Gdyby ktoś zapytał mu się o to, zaprzeczyłby, mówiąc, że to zwykła dziewczyna. Ale prawda była zupełnie inna.
-Hej!- Usłyszał nagle.- Co wy tu robicie?
-Spierdalaj stąd.- Warknął jeden z Rats’ów.
-Nie mam takiego zamiaru.- Wycedził przez zęby. Szybkim krokiem przemierzył dzielący ich dystans i wyrwał Harry'ego z ich objęć, rzucając go w kąt.
-Nie ruszaj się, Harris.- Szepnął tak, że tylko oni dwaj mogli to usłyszeć. Harry chciał zaoponować, ale nieznajomego już nie było przy nim. Działał bardzo, bardzo szybko. Brunet nawet się nie zorientował, a dwóch, rosłych mężczyzn leżało bez tchu na brudnym chodniku, w zatęchłej uliczce.
-Chodźmy stąd.- Rzucił, nawet nie patrząc na Harry’ego.

Aż do dnia dzisiejszego dla chłopaka to dziwne uczucie. Wtedy, gdy został odepchnięty, pierwszy raz ktoś stanął w jego obronie. Nie musiał brudzić sobie rąk, nie wracał umorusany czyjąś krwią. Ktoś się nim zajął. Z jednej strony go to przerażało, ale dzięki temu stał się jeszcze silniejszy, ponieważ wiedział, że wtedy, w tamtym dniu ostatni raz pozwolił sobie na jakąkolwiek słabość. I pomimo tego, że mieszka z James'em i ufa mu i jest mu wdzięczny za uratowanie, to nie zmienia to faktu, że ukrywa prawdziwego siebie głęboko, na dnie swojego serca, a na powierzchnię wychodzi jego okrutna strona..










































Rozdział pierwszy czyli zapraszam do mnie.


            Uwierzcie, że nie każde dziecko jest zdolne. Często pewne czynności zostają przez nas wdrożone w codzienną szarość, jednak są też takie, które się nas nie słuchają i są nieposłuszne. Grace to dziewczyna z ogromnymi ambicjami. Możecie myśleć, iż to przez jej wykształconych rodziców, ale to nie prawda. Owszem, Jennifer i Jack to porządni ludzie tak jak i ich córka, ale nie chcę zwracać uwagi na to. Chciałabym zaznaczyć, że Grace miała naturalny dar do nauki. Wszystkie pojęcia szybko znajdowały miejsce w jej głowie, tworząc skomplikowane formuły, które pomagały w rozwiązywaniu najbardziej wyrafinowanych zadań. Trzeba zauważyć, że Grace była naprawdę przepiękną dziewczyną. Jej złote włosy swobodnie opadały na jedno z ramion, duże okulary zawsze spadały z nosa, a przepiękne, niebieskie oczy patrzyły na nieznajomych z ogromnym strachem. Nieśmiałość przez większość jej życia kontrolowała wszystkie zachowania i zaprowadziła naszą bohaterkę do wycofania się ze wszelakich relacji z rówieśnikami. Została sama z nauką, która jako jedyna pozostała z nią do dnia dzisiejszego. Codziennie rano gdy wstawała do szkoły kierowała się do łazienki. Stawała wtedy przed lustrem, odgarniała włosy za ucho, przypatrywała się sobie przez bardzo długi czas i myślała: “nie powinnam żyć”. Oczywiście myślała źle. Urodziła się z przepiękną karnacją, delikatnymi rysami twarzy i z przepięknym uśmiechem, a figury mogła jej pozazdrościć niejedna modelka. Więc czemu tak bardzo nienawidziła siebie? Ludzie, a zwłaszcza ci zazdrośni, potrafią zniszczyć człowieka, cofając go do samych podstaw. Jednak niektórzy nie potrafią już rozwijać się dalej. Zostają na jednym poziomie tonąc w swoim smutku i bezradności. To nie tak, że Grace nie chciała wyjść ze swojej skorupy. Chciała i to ogromnie, ale nie mogła. Przez te wszystkie lata nauki presja, którą sama na siebie nałożyła, zaczęła wyrządzać szkody w jej życiu. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że bez swoich dobrych referencji też będzie wspaniałą dziewczyną. Nie podziałały wizyty u psychologa, bez skutku również zostały przeprowadzone rozmowy z wychowawcą. Grace uważała, że bez nauki nie ma już niczego. Tak bardzo zajmowało ją dążenie do bycia idealną w nauce, że zapomniała o tym, żeby przede wszystkim być sobą. Zapominała o swojej nieśmiałości, która zawsze wypełzała i zawsze była. Wbrew pozorom to straszne. Nie potrafiła zmusić się do wyjścia gdziekolwiek. Opuszczała wszystkie imprezy, spotkania towarzyskie i przyjęcia rodzinne. W pewnym momencie jej matka po prostu dała temu spokój, co nie było dobre dla blondynki. Kto wie.. Może ze wsparciem rodziców.. ? Jednak teraz już jest za późno. Wszystko posunęło się za daleko i Grace przestała widzieć dla siebie jakikolwiek ratunek.
-Grace, przyszli państwo Hanks ze swoją córką. Olivia twierdzi, że umówiłyście się, że wyjdziecie gdzieś. To prawda?
Dziewczyna uważnie przyjrzała się swojej matce. Jak zwykle wyglądała zniewalająco. Lubiła obchodzić się ze swoim stanem majątku. Jednak bardziej zajmujące od wyglądu jej matki było to, że Olivia się z nią umówiła. Grace nie przypominała sobie takiej rozmowy w szkole, albo po za nią. Szukała w pamięci momentu, gdy rozmawiała z dziewczyną, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Właśnie wtedy ją olśniło. Rodzice nie pozwolą iść Olivii samej bo to “niepoprawne kulturalnie”, jednak gdy pójdą razem to będzie wyglądało jak “między rodzinna integracja”. I dla Hanks'ów i dla Veblen'ów ten aspekt życia towarzyskiego był ważny, a skromne popołudniowe spotkania to część wielkiego planu jednoczenia się. Blondynka z rezygnacją westchnęła. Sama nie wiedziała czemu, zawsze stawała się uległa. Powtarzała sobie, że to ostatni raz, ale nigdy tak nie było. Po prostu nie chciała dawać ludziom kolejnego powodu do nienawidzenia jej.
-Tak mamo, umawiałyśmy się, tylko kompletnie zapomniałam. Miałam dużo nauki.- Ten argument zawsze działał. Rysy jej matki, zgodnie z oczekiwaniami córki, złagodniały, a na usta wkradł się szeroki uśmiech, który z kilometra mówił: “Grace jest lepsza od Olivii”.
-Och, dobrze. Zatem możecie iść dziewczynki. Tylko nie wracajcie późno, żebym się nie martwiła o ciebie. Wiesz, że jutro masz olimpiadę biologiczną, prawda cukiereczku?
-Pamiętam mamo. Uczyłam się do niej trzy miesiące. Za nic w świecie tego nie przegapię.- Wysiliła się na słaby uśmiech. Prawda wyglądała zupełnie inaczej. Zapomniała o tym konkursie, więc wyjście gdzieś i przypadkowe zaspanie wchodziło w grę.
-Cześć, Grace! Jak się cieszę, że wychodzimy dziś razem!- Do pokoju nagle wparowała Olivia. Gdyby ktoś powiedział, że była przepiękna to stanowczo by przesadził. Miała przeciętną urodę, ale jej wygadane oblicze przysłaniało wszystkie niedoskonałości.
-Zostawię was same. Kocham cię, Grace.- Posłała jej buziaka w powietrzu.
-Też cię kocham, mamo.- Zawołała za oddalającą się matką.- Czemu to zrobiłaś? Wiesz, że nie chodzę na imprezy!- Krzyknęła.
-Przepraszam, okej! Wiem, że jesteś nudziarą, każdy to wie! Ale musiałam jakoś uratować swój tyłek i przy okazji załatwiłam ci wejście na najlepszy melanż w mieście. Powinnaś skakać z radości.
-Ale nie skaczę, dobrze? Nie lubię wychodzić. Robię to ostatni raz. Po prostu chodźmy.
-Czekaj, czekaj..- Złapała ją za łokieć, przyciągając do siebie.- Chcesz iść..- Zlustrowała ją wzrokiem.- Tak?
-Owszem. Zawsze mogę zejść do rodziców i powiedzieć, że się źle czuje i żadna z nas tam nie pójdzie. To co wolisz?
Olivia skrzywiła się na myśl o pozostaniu z rodzicami. Z grymasem na twarzy skinęła głową i ruszyła przodem.
-Gdzie jest ta impreza?- Zapytała, gdy wyszły z domu.
-U Tayler'a.
Grace skinęła głową. Nie widziało jej się spędzać całego wieczoru u największego idioty w szkole, ale zgodziła się już. Postanowiła, że usiądzie w kącie, oddalona od wszystkich i poczyta książkę. Nie chciała rozmawiać z nikim, zapoznawać się, a tym bardziej spożywać alkoholu. Chciała po prostu przeżyć ten wieczór w spokoju.
            Zbliżając się do domu gospodarza można było usłyszeć głośną muzykę. Przed domem stało mnóstwo samochodów - cała ulica była nimi zastawiona. Tayler zwykł urządzać dzikie, całonocne imprezy z toną alkoholu. Można go bez problemu wpisać na listę największych imprezowiczów w Londynie. Grace nie zauważała w nim żadnego wdzięku, żadnego piękna. Stwierdziła, że to pusty człowiek bez grama szacunku dla siebie. Nienawidziła przebywać w towarzystwie ludzi, których życie z góry skazane jest na porażkę. Może i takie myślenie nie wykazywało dobrego zdania o ludziach, ale czy to ważne? Prawda zawsze boli najbardziej, aż do czasu, gdy się z nią kompletnie nie pogodzimy.
-No witaj, kochanie.- Drzwi otworzył im, już, na wpół przytomny Tayler.- A ty tu czego?- Zlustrował blondynkę od góry do dołu. Chciał ją wyrzucić za drzwi. Nie potrzebował w swoim domu kogoś, kto będzie psuł nastrój wszystkim gościom, ale napotkał znaczące spojrzenie Olivii. Westchnął przeciągle i przepuścił obie dziewczyny w drzwiach obsesyjnie wpatrując się w tyłek brunetki.
-Wiem, że się na mnie patrzysz, skarbie.- Szepnęła uwodzicielsko, łapiąc za rąbek jego koszuli. Spojrzała mu prowokacyjnie w oczy, wysuwając język ze swoich ust. Delikatnie i powoli przejechała nim po swoich wargach.- Czekam na ciebie o północy przy basenie.- Wypowiedziała prosto do jego ucha, po czym oddaliła się do baru, który oferował drinki z całego świata z najbardziej przedziwnymi nazwami. Grace spojrzała obojętnie na całe pomieszczenie. Postanowiła nie zwracać uwagi na tych ludzi i jak najszybciej udać się do bezpiecznego schronu. Nienawidziła zatłoczonych miejsc, dlatego też zaczęła poruszać się bardzo szybko, a czasem spazmatycznie. Nie lubiła stanu, w którym zaczynała panikować. Usiadła w najbardziej oddalonej części domu. Przysunęła się do ściany, jakby chciała wejść w nią, stać się duchem przenikającym przez przedmioty. Często chciała posiadać moc bycia niewidzialną, aby nikt nie mógł jej przeszkadzać, powiedzieć czegoś albo wywierać presji. Codziennie myślała co by było, gdyby przydarzyło by się jej coś złego. Mogła by utonąć w Tamizie, albo zostać potrąconą przez pędzącą ciężarówkę. Mogłaby też przypadkowo trafić na napad w sklepie, a napastnicy by ją postrzelili ze śmiertelnym skutkiem. Przeżywała takie dni, w których traciła wszystkie siły do życia. Nie miała ochoty na zamartwianie się ocenami, na dorównywanie wykształconym rodzinie. To ogromna presja dla tak młodej dziewczyny. Miała tylko siedemnaście lat, a musiała uchodzić za geniusza. To się wydaje takie proste, zważając na fakt, iż Grace posiadała naturalny dar do nauki, ale cały stres, nerwy i prześladowania w szkole ze względu na jej ogromne postępy w nauce sprawiały, że czuła się bezsilna. Potrzebowała tylko jednego, pozytywnego bodźca, czegoś, co zmusi ją do spojrzenia na inne rzeczy oprócz nauki, czegoś co zmotywuje ją do życia i otworzy na ludzi. Otworzyła książkę na wcześniej skończonym momencie. Wsunęła okulary, które znajdowały się praktycznie u nasady zgrabnego, zadartego nosa. Teraz w końcu przedostała się do innego, lepszego świata, w którym chciała zostać już zawsze.
            Tymczasem na imprezę przyszli nieproszeni goście. James miał to do siebie, że jego zainteresowaniem było przychodzenie na różnie imprezy, ale nie do klubów. Uwielbiał domówki. Banda nieodpowiedzialnych dzieciaków, które kupują mnóstwo alkoholu nie myśląc o konsekwencjach, mnóstwo niczego nie domyślających się lasek, które oddają się bez większego problemu i bez konsekwencji. W końcu, nikt ich nie znał, a gdy przychodzili wszyscy byli zbyt pijani by zainteresować się tym, czy chodzą z nimi do szkoły. Harry podzielał hobby przyjaciela, jednak nigdy nie zmuszał dziewczyn do seksu. Wyznawał zasadę, że same muszą się mu oddać. Bardzo szanował tę sferę ludzkiego życia. Ciągle pamiętał swoją matkę – bitą i poniżaną przez ojca tyrana. Nie mógł zmienić się w takiego samego człowieka. Nie zniósłby swojego widoku, nie mógłby patrzeć w lustro. Hoover nigdy nie kwestionował tego wyboru, ale też nie chciał być obiektem kazań. Każdy z chłopaków miał swój rozum i własne życie i to, co z nim robił było sprawą własną. Rzadko rozmawiali na temat swoich problemów. To nie tak, że sobie nie ufali. Oboje byli typami osób, które cierpiały w samotności, nie pokazując tego nikomu. Ale wtedy chcieli po prostu się zabawić. Mieli bardzo pracowity tydzień za sobą – dopiero co odebrali nową dostawę broni, którą trzeba było rozdzielić, co nie jest takie proste jak się może wydawać. Często klienci są wybredni i chcą płacić o wiele mniej, niż należy się chłopakom. Wtedy robi się bardzo niebezpiecznie, zważając na siłę i umiejętności James'a i Harry'ego. Bruneci bardzo skrupulatnie zajmują się swoją pracą. Jej nielegalność jest często stresująca. Żaden z kupujących nie może nic powiedzieć, ale co jeśli ktoś jest niezadowolony? Zabijaniem zawsze zajmował się James. Harry nigdy nie był w stanie zrobić komuś aż takiej krzywdy. Mógł kogoś pobić do bardzo, bardzo poważnego stanu, ale nigdy nie chciał spowodować niczyjej śmierci.
-Patrz na tę dziewczynę!- Gwizdnął James.- Trochę nie pasuje do towarzystwa, nie sądzisz?
Harry odstawił swojego drinka, połykając to, co miał w gardle. Odwrócił się w stronę, którą wskazywał James. Spostrzegł przepiękną dziewczynę siedzącą w kącie. Na swoich podkulonych kolanach trzymała książkę, co chwile poprawiając spadające okulary. Uśmiechała się delikatnie. Harry pomyślał, że pewnie fabuła książki ją rozbawiła. Mimowolnie sam się uśmiechnął. Widok jej długich, blond włosów obezwładnił go, tak jak to, w jaki sposób zakładała je delikatnie za ucho, gdy opadały jej na twarz. Nigdy w swoim życiu nie widział tak pięknej istoty.
-Rozdziewiczyłbym ją.- Powiedział James, gotowy do pójścia w stronę blondynki.
-Nie.- Powiedział niskim głosem Harry, zatrzymując James'a dłonią.- Nie zbliżysz się do niej.- W jego oczach widniała ogromna determinacja, ale przede wszystkim groźba. Zayn był naprawdę dobrze zbudowany i nikt nie przeczył tej teorii, ale kiedy Harry zaczynał się złościć nie pomogą nawet największe umiejętności.
-Spokojnie, stary! Jest twoja.- Klepnął przyjaciela po ramieniu. Chłopak opuścił rękę i odwrócił się napięcie. Sam nie wiedział czemu poszedł w jej stronę. Nie rozumiał siły, która go popychała do tej dziewczyny, ale nie mógł się jej postawić, nie mógł jej zgnieść na dnie swojej duszy. Chciał jej jak niczego innego na świecie.











































Rozdział drugi zapoznaje ze sobą ludzi.


            Tak naprawdę to Harry nie wiedział jak ma zacząć rozmowę z tajemniczą blondynką. Większość dziewczyn, z którymi flirtował chciały iść z nim do łóżka. Mówił o tym ich strój, ich słowa i zachowanie. Jednak Grace to zupełnie inna bajka. Nie przyszła tutaj aby przespać się z kimś. Pragnęła przeboleć wieczór z książką w ręku. Może i to było przeraźliwe nudne i narażała się na szepty, jednak nie słyszała ich. Wybrała książkę, która wciągnęła ją całkowicie. Jednak niespodziewanie w jednej chwili czytała opis cudownego pocałunku dwójki kochanków, a w następnej dziwnym trafem rzeczy lektura nie znajdowała się w jej dłoniach. Z przyzwyczajenia wyciągnęła ręce ku górze, by złapać przedmiot. Pomyślała, że ktoś po prostu jest pijany i szuka zaczepki. Nawet nie zdawała sobie sprawy jaką sposobność dała brunetowi. W szybkim tempie wykorzystał dłonie dziewczyny, łapiąc za nie i unosząc Grace w górę. Odwrócił się tyłem do imprezy, tyłem do wszystkich ludzi i zasłonił ją własnym ciałem przylegając do niej coraz bardziej z każdą sekundą, nawet gdy napotkali ścianę.
-C-co ty mi robisz?- Wyszeptała przerażona. Zaginiona książka wyleciała jej z głowy, a jedyne o czym mogła myśleć to, to co się z nią teraz stanie. Powinna przewidzieć, że coś takiego może jej się przytrafić. W końcu taka bezbronna dziewczyna to łatwy cel dla wielu podpitych ludzi. Wiedziała, że ta decyzja nie zalicza się do jej najlepszych wyborów. Chciała płakać. Pomyślała sobie, że może tym zmiękczy serce chłopaka. Problem jednak tkwił w jednym, bardzo ważnym szczególe: Harry nie chciał zrobić jej żadnej krzywdy. Chłopak nie jest nauczony delikatności. Zawsze wszystko rozwiązywał szorstko bez udziału uczuć. Pomimo tego, że blondynka zainteresowała go jak żadna inna kobieta, on dalej traktuje ją jak każdą.
-Spokojnie. Chcę porozmawiać.- Powiedział niskim głosem.- Nie wyrywaj się, proszę.- Zaśmiał się. Bardzo bawiło go zachowanie dziewczyny, ale z drugiej strony uważał je za bardzo słodkie – sposób w jaki jej oczy świdrowały jego postawę przyprawiał go o szał. Nie chciał się przyznawać, że jedna kobieta w tak krótkim czasie przyprawiła go o tak ogromny mętlik w głowie. Rozrastał się do ogromnych rozmiarów i Harry obawiał się, że nie pomieści natłoku myśli.
-Czemu mnie trzymasz?- Spytała cicho starając się nie patrzeć chłopakowi w oczy. Przerażała ją nie sytuacja w której się znalazła tylko to, że nigdy nie była tak blisko z chłopakiem. Każdy się jej brzydził. Uważali za dziwoląga, ponieważ miała jakieś ambicje i plany życiowe. Takie patrzenie na nią strasznie bolało, ale przez to przyzwyczaiła się, że każdy omijał ją szerokim łukiem. Ich zdaniem nadawała się na miano ofiary losu.
-Żebyś mi nie uciekła, cukiereczku. A teraz chodź. Pójdziemy na górę.- Pociągnął ją za sobą, nawet nie zwracając uwagi na opór, który mu stawiała. Był od niej stanowczo za silny, więc wszystkie próby wyrwania się chłopakowi kończyły się porażką. Grace nie wiedziała co ma sądzić o całej tej sytuacji. Z jeden strony powinna być wniebowzięta. Nie mogła powiedzieć żadnego złego słowa na temat urody chłopaka. Jednak druga strona też dawała o sobie znać cały czas mówiąc blondynce, że jej towarzysz równa się ogromnym kłopotom. Z zamyślenia wyrwał ją trzask drzwi. Rozejrzała się dookoła siebie. Byli w przestronnym pokoju, w którym znajdowało się wyłącznie dwuosobowe łóżko i mała komoda. Grace pomyślała, że to pewnie pokój gościnny.
-Tutaj powinniśmy mieć spokój.- Harry przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, jakby wyczekiwał czegoś złego. Uśpił tym samym czujność dziewczyny, a kiedy niespodziewanie odwrócił się w jej stronę, przyszpilając ją do zimnej ściany wywołał u niej cichy krzyk.
-Spokojnie, cukiereczku. Nie zrobię ci najmniejszej krzywdy. Przynajmniej nie teraz.- Oblizał delikatnie swoje usta, lustrując wzrokiem ciało Grace. Gdyby teraz powiedziała, że to jej w żadnym stopniu nie utrudniało życia to prawdopodobnie byłoby to kłamstwem z najwyższej półki. To, jak wiele ciarek przechodziło po niej w tamtej chwili było nie do opisania. Jej serce zaczynało bić szybciej za każdym razem gdy jej dotykał. W pewnej chwili Harry przybliżył swoją twarz niebezpiecznie do twarzy Grace. Nie chciała go całować. Praktycznie go nie znała. Jej pierwszy pocałunek musiał być idealny, z osobą, z którą będzie tego chciała, a nie z przypadkowo napotykanym mężczyzną. W pierwszej kolejności sunął swoim nosem po policzku dziewczyny, a ta tak bardzo zaabsorbowana tym, co się dzieje na górze, nie zorientowała się, że jego dłoń zawędrowała pod jej bluzkę.  Starała się odepchnąć chłopaka jak najdalej od siebie, ale on tylko cicho się zaśmiał. Uważał, że blondynka zachowuje się uroczo. Nigdy jeszcze żadna dziewczyna aż tak bardzo nie opierała się przed jego dotykiem. Przyznawał się sam przed sobą iż to go bardzo mile zaskoczyło. Pocałował Grace delikatnie w policzek i przyciągnął do siebie.
-Położymy się, dobrze? A potem odwiozę cię do domu.- Powiedział. Nie brzmiało to jak prośba, bardziej jak rozkaz. Ale czuł, że musi zachowywać się opiekuńczo wobec jego nowej znajomej. Nigdy przedtem nie robił tak. Nie odwoził dziewczyny do domu i nie leżał z nimi na łóżku bez robienia sprośnych rzeczy. Z Grace chciał postępować inaczej. Mógł wymienić wiele powodów dla których podobało mu się to, co się wtedy działo, ale miał też mnóstwo przeciw. Nie lubił czuć się w żaden sposób obnażony, a uczucia względem dziewczyny czyniły go słabszym, ale pomimo tego nie chciał od niej odchodzić. Chciał wejść w to wszystko, żeby sprawdzić jak się będzie czuć. W końcu każdy ma prawo do szczęścia.
            Wziął dziewczynę na ręce i delikatnie ułożył na zielonej pościeli. Położył się do niej i momentalnie przyciągnął jej ciało do swojego. Objął ją ramieniem i całował delikatnie bok jej głowy.
-Jak masz na imię, skarbie?- Zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Jestem Grace.- Powiedziała po cichu. Nie chciała denerwować chłopaka. Po prostu pragnęła, aby ją wypuścił.
-Jestem Harry.- Z niechęcią musiała przyznać, że imię pasowało do jego zabójczej urody. Bardzo chciała dowiedzieć się o nim więcej, ale to kłóciło się z jej marzeniem o znalezieniu się w ciepłym łóżku we własnym pokoju.- Czemu jesteś taka cicha? Nie musisz się mnie wstydzić, wiesz o tym.- Jego ręka powędrowała w dół, zatrzymując się na linii bioder. Dotknął opuszkami palców obnażony kawałek skóry i zaczął go delikatnie masować.
-Czemu mnie dotykasz? Proszę, przestań..- Błagała. Nie chodziło o to, że nie lubiła gdy ktoś ją dotyka. Nie lubiła gdy ktoś zupełnie jej nie znany ją dotykał.
-Przestań.- Syknął do jej ucha, łapiąc mocniej jej talię. Sprzeciwianie się to rzecz, której Harry nienawidził najbardziej. Jeśli chciał coś zrobić to robił to bez względu na zdanie innych. Dlatego nie potrafił pojąć odmowy. Grace poruszyła się niespokojnie czując ból w miejscu, gdzie trzymał ją brunet. Puścił ją, ale nie zabrał swojej dłoni. Powrócił do poprzedniej czynności.
-Gdzie mieszkasz, słoneczko?- Czemu miała mu zdradzać swój adres?
-Um, w Londynie.- Wymyśliła coś na szybko. Stwierdziła, że odpowiedziała na pytanie. W końcu, nie sprecyzował go. Harry w odpowiedzi zaśmiał się melodyjnie.
-Wyglądasz na mądrą, ale chwilami zachowujesz się jak idiotka. Adres.- Ostatnie słowo powiedział ostrzej. Blondynka przełknęła ślinę. Ostatnie czego chciała to więcej siniaków n a swoim ciele.
-Charles Street 34.- Odpowiedziała cicho.
-Grzeczna dziewczynka. Szybko się uczysz. To dobrze.- Czuła potrzebę poczucia bezpieczeństwa, ale nie potrafiła się rozluźnić przy Harry'm. Napawał ją strachem, którego nie potrafiła opanować, chociaż bardzo tego pragnęła.
-Jest późno. Odwio..- Nie pozwoliła mu dokończyć. Szybko odwróciła się do niego przodem, wtulając w jego klatkę piersiową.
-Nie chcę wracać do domu, proszę..- Złapała się kurczowo jego czarnego t-shirtu. Harry zdziwił się nagłą reakcją dziewczyny, ale chciał wykorzystać brak bariery w kontakcie z nią. Złapał ją za biodra, przyciągając jej ciało bardziej do siebie. Przytulił ją, szczelnie obejmując ramionami.
-Czemu nie chcesz wracać do domu?- Zapytał. Przez chwilę myślała, jakiej ma mu udzielić odpowiedzi. Czy miała mu opowiedzieć? A może skłamać?
-Po prostu w domu czeka mnie inne życie.- Wytłumaczyła. Nie była jeszcze gotowa na opowiedzenie mu historii swojego życia. Kryło się w niej wiele szokujących historii, których ona sama jeszcze do końca nie zaakceptowała.
            Chłopak nie naciskał na dalszą opowieść. Chyba sam jeszcze do końca nie był gotów na to, aby dziewczyna mogła mu się swobodnie zwierzyć z tego, co ją trapiło. Po prostu zgodził się na jej prośbę, nie wypuszczając jej ze swoich objęć. Przez całą noc nie zmrużył oka, co wcale nie było spowodowane odgłosami głośnej imprezy. Czuł, że nie może przestać jej pilnować, bo jeśli to zrobi, to ta dziewczyna, która jest jego marzeniem, zniknie na zawsze...






































Rozdział trzeci zmusza nas do obrzydliwych rzeczy.


            Wchodząc do domu Grace była zdziwiona ciszą w nim panującą. Nad ranem mama zazwyczaj przygotowywała śniadanie, a tata krzątał się po salonie szukając swoich teczek. Myślała, że będą już stali u progu i czekali żeby na nią nakrzyczeć. W końcu nie wróciła na noc do domu plus nie nauczyła się na konkurs z biologii. Pomimo tego, że bardzo nie chciała na niego iść, zdawała sobie sprawę, że jej matka bardzo na niego naciskała. Mówiąc: rozwścieczona to za małe słowo by opisać jak by się mogła czuć. Jednak nikogo nie było. Świadkiem ich obecności została biała kartka leżąca na stole kuchennym.


Wrócimy popołudniu. Reynolds'owie zaprosili nas na przyjęcie. Miłego dnia! Kochamy cię. - Mama i tata.


Odetchnęła z ulgą czytając wiadomość. Nikt się nie dowie gdzie była i co robiła. Rodzie bardzo by się na niej zawiedli. Pomimo tego, że bardzo się martwili jej nieśmiałością zawsze byli przeciwni całonocnym imprezom. Zwłaszcza temu co na nich było. Chciąc nie chcąc myślami wróciła do minionych godzin. Cały czas miała na skórze delikatny dotyk Harry'ego, ale również jego przeogromną złość. Poznany przez nią chłopak zdawał się być bardzo nerwowym człowiekiem. Można go było bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi prostymi słowami. Wszystko musiało iść po jego myśli, a jeśli tak nie było to stawał się groźny, jakby ktoś odbierał mu władzę. I Grace tak się czuła. Jakby była pod jego wpływem, jakby kontrolował każdy jej ruch.
-Od tego momentu nikt nie może cię dotknąć, nikt nie może zbliżyć się do ciebie ani na krok, zrozumiałaś? Jesteś moją pieprzoną własnością i jeśli spróbujesz to kwestionować, to nie skończy się to dobrze.- Powiedział jej, zanim wyszła z jego auta, aby udać się do domu.- Zaopiekuję się tobą tak bardzo, jak tylko będę mógł.- Dokończył. Te słowa uspokoiły jej skołatane od wczorajszego dnia nerwy, ale jednak to za mało. Bała się go i to właśnie ten strach przez nią przemawiał. Dotykała go, bo wiedziała, że będzie krzyczeć, odpowiadała mu, bo wiedziała, że może jej zrobić krzywdę. Nie czuła się przy nim bezpiecznie. Co z tego, że obroni ją przed ludźmi, jak to on sam jest jej największym zagrożeniem? Grace tak właśnie myślała. Jednak Harry nie planował krzywdzenia dziewczyny. Skaleczenie jej to ostatnia rzecz, której chciał. Mógł robić wiele rzeczy, ale nie pozwoli na to, aby stać się kopią swojego ojca. Czasem go ponosiło, i to bardzo, ale nigdy nie chce być w stanie pobić swoją dziewczynę. Teraz ma za zadanie zapewnić jej bezpieczeństwo, sprawić, że pewnego dnia poczuje się dobrze, gdy będzie ją obejmować. Problem tkwił w tym, że Harry nie do końca sobie ufał. Podczas jego napadów złości nie potrafi kontrolować niczego. I to go najbardziej przerażało.
-Harry.- Powiedział James, gdy zobaczył chłopaka leniwie przerzuwającego kanapkę.
-Co?- Odpowiedział w swój lekceważący wszystko sposób.
-Ona cię zgubi. Od kiedy to bierzesz numer dziewczyny? Od kiedy odwozisz ją do domu? Harry wycofaj się dopóki to możliwe.
Brunet zaśmiał się w odpowiedzi.
-Spadaj, James.- Odpowiedział. Gdzieś w głębi serca czuł, że jego przyjaciel miał rację, że Grace jest biletem w jedną stronę do śmierci, ale pomimo tego, nie chciał nic z tym robić.
-Ona stanie się twoją największą słabością, ogromnym, słabym punktem. Stawiasz się na tacy dla naszych wrogów. Będziesz w stanie oddać za nią wszystko.
-A ty co, kurwa, mój psycholog, przepraszam bardzo? Odpieprz się ode mnie, James!- Krzyknął, odpychając swój talerz ze śniadaniem z takim impentem, iż uderzył o kafelkową podłogę kuchni.
James westchnął przeciągle. Wiedział, że sztuka przekonania Harry'ego do czegokolwiek wymagała opanowania jej do perfekcji, ale chłopak sam powinien wiedzieć, że ta dziewczyna zaprowadzi ich interes do ciemnej dziury, z której nie będzie powrotu. Nigdy jeszcze nie doświadczył tego, że jego przyjaciel jest zainteresowany kimś na dłuższą metę, toteż sytuacja była dla niego bardzo dziwna. To nie tak, że się nie cieszył, że Harry znalazł kogoś, kto być może kiedyś stanie się jego drugą połówką, ale to nie zmienia faktu, że mają swój własny biznes, który może stać się zagrożony przez takie zachowanie.
-Będę ostrożny.- Wyszeptał, zbierając kawałki rozbitego talerza.- Obiecuję, James. Nie zostawię jej. Nie potrafię. Ona jest moja, rozumiesz?- Spojrzał się na Zayn'a przenikliwym wzrokiem, który błagał o zaakceptowanie decyzji.
-Niech stracę.- Westchnął.- Strzeż jej jak oka w głowie, rozumiesz? Oni wykorzystają każdą okazję.
-Wiem.- Skinął delikatnie głową, myjąc ręce.
-To kiedy ją poznam, stary?- Klępnał chłopaka w plecy.
-Dziś wieczorem. Chcę, żeby się przyzwyczaiła do tego domu. Będzie spędzać tu dużo czasu.- Uśmiechnął się pod nosem.
James w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Pomyślał, że szykuje się niezła przygoda.


            Zarzuciła swoją czarną torbę na ramię i ruszyła przed siebie, wąskim chodnikiem. Wyszła stanowczo za późno, była bardzo zmęczona i nie nauczyła się na żaden przedmiot. Taka zniewaga co do nauki jeszcze nigdy jej się nie zdarzyła, a wszystko przez Harry'ego. Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu. Po tym jak siłą wydobył z niej numer cały czas spoglądała na ekran, bojąc się tego, co może przeczytać w wiadomości od chłopaka. Odgarnęła swoje długie blond włosy za ucho. Nie zdążyła się nawet wykąpać co doprowadziło do tego, że każdy centymetr jej ciała bardzo ją denerwował. Sfrustrowana to za małe słowo, aby określić jej stan. Miała ochotę wyjąć podręczniki z torby i rzucać nimi o asfalt tak długo, aż by się nie rozpadły na małe kawałeczki. Czuła, że ten dzień nie będzie dobry, że coś złego się wydarzy. Chciała zawrócić do domu i iść spać, ale co by powiedzieli rodzice na jej dzień wolny? Nie chciała widzieć ich niezadowolonych min. Nie lubią gdy byli na niej zawiedzeni. Odetchnęła z ulgą, kiedy wchodząc do szkoły odkryła, że nie było jeszcze dzwonka. Ze spokojem podeszła do swojej szafki, wyciągając długopis i udała się pod salę do chemii. Serce kołatało jej przez całą drogę do ławki, a minuty podczas sprawdzania obecności bardzo się dłużyły. Jej przypuszczenia się sprawdziły.
-Czas sprawdzić waszą wiedzę, kochani.- Zapowiedział nauczyciel, Henry Bradfford. Gdy się na niego spojrzało po raz pierwszy nikt nie dostrzegał nic charakterystycznego, ale wystarczyło popatrzeć drugi, a dostrzegało się złowrogi błysk w jego zielonych tęczówkach. Na ile ta informacja była niebezpieczna? Na tyle, aby się bać tego człowieka. Pomimo jego radosnego uosobienia i ogromnej uprzejmości głęboko pod tym wszystkim skrywał się zupełnie inny człowiek, który zawodowo potrafił oszukać wszystkich w swoim otoczeniu.
-Panie Bradfford! Niech pan się ulituje!- Po klasie przebiegł jęk niezadowolenia, a Grace miała ochotę zniknąć. Pamiętała trochę z poprzedniej lekcji, ale nie na tyle, aby napisać kartkówkę na dobrą ocenę. Miała ogromną nadzieję, że klasie uda się przekonać nauczyciela do zmiany decyzji. W końcu, co mu szkodziło? Mogła nawet pisać na następnej lekcj test, cokolwiek byle nie w tamtym momencie. Jednak prośby nie poskutkowały, a na dodatek poczuła wibrację w kieszeni swoich spodni. Ostrożnie wyciągnęła telefon, zerkając jednym okiem na klasę.


Przyjadę po ciebie o 18.


Krótka wiadomość spowodowała przejście ziemnych dreszczy po ciele dziewczyny. Dzień zaczął się dla niej bardzo źle, a na dodatek miał się skończyć źle. Nie chciała nigdzie jechać z Harry'm. Jednak nie miała innego wyjścia. Był w stanie wejść do jej pokoju i wynieść ją siłą, przy okazji robiąc krzywdę. Znała go tak krótko, a dokładnie potrafiła przewidzieć jego reakcję. Pomyślała sobie, że może chłopak nie byłby taki zły, gdyby znał definicje słowa „kompromis”. Nie uważała, że zabieranie sobie czegoś przemocą jest dobrym rozwiązaniem. Nadawała się idealnie do rządzenia przez kogoś i nienawidziła tego.
            Usłyszała szereg pytań, które szybko zapisała na kartce. Spojrzała na nie i nie potrafiła udzielić żadnej pełnej odpowiedzi na którekolwiek z nich. W tamtym momencie chciała się po prostu rozpłakać, ale robiąc to, wystawiła by się na duże pośmiewisko. Wolała cicho przesiedzieć, udając, że coś notuje. Zawsze tak robiła. Wymyśliła, że jak zobaczą, iż jest zajęta to odpuszczą sobie rzucanie w nią obelgami. Najszczęściej właśnie tak się działo. Rezygnowali ponieważ widzieli, że i tak jest zaabsorbowana czymś innym, a tak naprawdę wpatrywała się tępo w ekran telefonu ruszając opuszkami palców w nieznanych sobie kierunkach.
-Oddajemy karteczki, moi drodzy. Mamy dziś długą lekcję!- Usłyszała komunikat. Pośpiesznie oddała papier Jade – dziewczynie, która zbierała kartkówki, i z powrotem wróciła na swoje miejsce, próbując praktycznie schować się pod ławkę. Marzyła, żeby ten dzień minął jak najszybciej, włącznie z wieczorem. Przez krótki czas myślała o tym, żeby powiedzieć rodzicom o Harry'm. Jednak przed oczami miała sytuację, w której brunet przychodzi do jej domu, przedstawiając się rodzicom Grace, mówiąc, że tak bardzo chce przełamać nieśmiałość dziewczyny. Rodzice będą zachwyceni i nic w związku z tym nie zrobią. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić Harry'ego, który tak po prostu odpuszcza sobie coś. Zbyt dużo zaborczości widziała w jego oczach, zbyt dużo dominacji i chęci bycia niepokonanym.
            Gdy tylko usłyszała upragniony dzwonek zerwała się ze swojego miejsca i jako pierwsza wyszła z klasy. Odetchnęła głęboko. Liczyła na to, że rozstanie się z przedmiotem na resztę dnia poprawi nieco jej humor i będzie mogła się przygotować psychicznie na spotkanie z Harry'm. Musiała przyznać, z niechęcią, że mogła się dogadywać z chłopakiem, ale wtedy, gdy jest spokojny. Zeszłej nocy mieli taką krótką chwilę, dopóki z wycieńczenia emocjami nie zasnęła. Rozmawiali normalnie, nie licząc tego, że denerwował się pojawianiem się pytań, które za bardzo ingerowały w jego życie. To oczywiste, że Grace chciała wiedzieć dużo, ale kłóciło się to z umysłem Harry'ego, który nie mógł mówić dużo. Może i nawet chciał, ale każda informacja dotyczyła jego życia, życia, którego styl nie każdemu przypada do gustu. Ostatnią rzeczą jakiej chciał, to widzieć odrazę w spojrzeniu Grace. Przeżyje strach i nieśmiałość, ale nie odrzucenie go. Tego by było za wiele dla niego. Pierwszy raz zainteresował się dziewczyną na dłużej niż kilka godzin i to ona miała go zostawić? Nigdy by sobie na to nie pozwolił.
            Godziny mijały a co za tym szło zbliżały Grace do upragnionego końca lekcji. Uszczęśliwiona możliwością wyjścia do domu ruszyła korytarzem szkolnym kierującym ją do wyjścia.
-Grace! Pozwól do mnie na chwilę, dobrze?- Odwróciła głowę do tyłu na dźwięk głosu pana Bradfford'a. Przeklnęła nauczyciela w myślach. O niczym tak bardzo nie marzyła jak o swoim łóżku. Czuła się jakby nie spała całą noc i jeszcze fatalna kartkówka z chemii.
-Pewnie dlatego mnie woła.- Pomyślała.
Chcąc czy nie chcąc musiała iść do sali numer dwadzieścia cztery. Czekał już tam na nią, siedząc na swoim obszernym biurku.
-Zamknij dzrzwi, proszę. Nie chciałbym, aby ktoś nam przeszkodził.- Powiedział. Grace posłusznie wykonała jego prośbę, a następnie ostrożnie zbliżyła się do niego.
-Jestem załamany twoją pracą, Grace. Zdajesz sobie sprawę, że zdobyłaś tylko dwa punkty? Przykro mi, ale to nie daje ci pozytywnej oceny.- Chciała już coś powiedzieć, jednak mężczyzna podniósł do góry wskazujący palec, sygnalizując, że to nie koniec jego wypowiedzi.- Jednak jestem skłonny zapomnieć o tym. Musisz jednak zrobić jedną rzecz.- Uśmiechnął się.
-Naprawdę? Tak bardzo dziękuję! Zrobię cokolwiek. Mam może przygotować prezentacje, albo wziąć udział w jakimś konkursie? Jestem skłonna ponieść wszelki trud.- Ucieszyła się, słysząc taką propozycję. Pomyślała, że ten tragiczny dzień być może ma szansę na dostanie miana dobrego. Henry zeskoczył ze swojego dotychczasowego miejsca na ziemię. Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy i nie zastanawiając się ani trochę siłą zmusił ją do spoczęcia na podłodze. Grace stała się zbyt zdezorientowana, zbyt przestraszona by powiedzieć chociaż słowo. Siła i gwałtowność nauczyciela wzięły nad nią kontrolę odbierając jej zdolność mowy. Właśnie wtedy spojrzała w górę. Zaczęła się intensywnie wpatrywać w jego oczy szukając litości, ale nie zobaczyła tam niczego prócz czystej przebiegłości. Bo taki właśnie był. Przebiegły i zły. Problemem współczesnych ludzi jest niepatrzenie się w oczy. Gdzie indziej mamy poszukać odpowiedzi na nasze pytania, jak nie w oczach? To tam kryje się centrum naszej duszy i umysłu. To właśnie tam łączą się wszystkie nasze zmysły szukając wyjścia. Właśnie wtedy możemy zobaczyć z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Grace popełniła karygodny błąd myśląc, że wszyscy są tacy, jakimi sobie ich wyobrażała i właśnie teraz za to płaciła.
-Musisz zapracować na swoją ocenę, kotku. Teraz bądź grzeczna i ściągnij mi spodnie. A dalej sobie poradzisz.- Mrugnął dalej, unosząc głowę do góry i zamykając oczy. Myślała nad tym, co ma zrobić. Spojrzała się w stronę drzwi. Nie zamykała ich na klucz. Jak teraz wstanie i wybiegnie będzie miała przewagę. Mogła spróbować ściągnąć dolną część jego garderoby co stanowczo by go spowolniło. Jednakże myślenie Grace ma to do siebie, że kompletnie się wyłącza w sytuacji zagrożenia. Dokładnie tak samo zachowywała się przy Harry'm. Czuła zagrożenie z jego strony, ale pomimo tego potrafiła tylko błagać. Nie wykonała żadnego ruchu, nie probówała go chociażby kopnąć. Tak też postąpiła i w tym wypadku. Wypadła jej już z głowy zła ocena i spotkanie z brunetem. Chciała mieć to wszystko za sobą. Okropnie się bała. Nie dokuczało już jej zmęczenie, nie odczuwała bólu głowy. Chciała, aby w tamtym momencie ktoś wszedł do sali, ratując ją. Sprzątaczki zaczynały pracę dopiero za godzinę, a nauczyciele przesiadywali albo w pokoju zebrań, albo w swoich salach. Marne szanse, że ktoś wejdzie. W najgorszym wypadku zapuka, a pan Bradfford zdąży zatrzeć wszystkie ślady, a Grace będzie zbyt onieśmielona i przestraszona by powiedzieć o tym, co miało miejsce. Tak więc delikatnie złapała pasek od spodni, rozpinając go. Z każdymi kolejnymi ruchami, które prowadziły do tego, że Grace ujrzała męskość nauczyciela, blondynce zbierało się bardziej na wymioty. Jeszcze bardziej się przeraziło widząc długość penisa, podnieconego już, Henry'ego.
-Nie mam czasu na myślenie, Grace.- Rzucił w jej stronę groźnym tonem.- Zrób to i będzie po sprawie. Nie udawaj niewiniątka.- Uśmiechnął się. Problem tkwił w tym, że niczego nie udawała. Nigdy jeszcze nie widziała tyle nagości co tamtego dnia. Kompletnie nie wiedziała co ma począć. Jednak Henry zdawał się nie widzieć żadnych przeszkód. Bez ostrzeżenia złapał długie, blond włosy dziewczyny owijając je sobie wokół nadgarstka po czym przyciciągnął jej głowę do swojego krocza. Wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu. Delikatnie otworzyła swoje czerwone usta pozwalając nauczycielowi działać. Cieszyła się z faktu, iż łzy zamazywały jej widok i nie musiała patrzeć na to, co się z nią dzieje. Dokładnie czuła każdy ruch, jaki wykonywał jej oprawca. Dławiła się za każdym razem, gdy się w niej zagłębiał, ale nie mogła nic powiedzieć, zważając na to, że nie miała możliwości. Pytanie brzmi, czy nawet jak by ją miała, to czy by się odezwała? Często stajemy w życiu przed sytuacjami, z których nie wiemy jak wybrnąć i jedyną drogą na wyjście z niej jest zrobienie tego, czego ona od nas wymaga. U Grace należy dopisać jeszcze ogromny strach, który ją doszczędnie sparaliżował. Jedną rzecz wiedziała na pewno: nigdy nie zapomni tego, co się wydarzyło w tej klasie..















































Rozdział czwarty lubi się bić.


            Wchodząc do domu nawet nie przywitała się z rodzicami. Czuła się strasznie brudna, nie tylko psychicznie, ale fizycznie – kosmyki włosów przy twarzy pokryte były białą wydzieliną. Nie obchodziło ją to jaka godzina była, jaka pora dnia. Jedyne co potrafiła to skulić się na łóżku i zacząć płakać. Nigdy nie sądziła, że coś takiego może jej się przytrafić. Często oglądała wiadomości i przeglądała strony internetowe. Czytała o dramatach molestowanych seksualnie nastolatek i im współczuła, myśląc, że jest wyjątkowa, bo to ją omija. Jakim zaskoczeniem było to, że jednak przyszło do niej. Nie umiała sobie poradzić z ogromnym natłokiem myśli w swojej głowie. Część niej chciała się po prostu zabić, kolejna myślała tylko o tym, jak wróci do szkoły po weekendzie, a jeszcze inna pamiętała zaplanowane spotkanie z Harry'm. Właśnie. Harry. Co jeśli on też ją wykorzysta? W tamtej chwili stała się autentycznie przerażona. W pośpiechu wyłączyła telefon z nadzieją, że chłopak nie mogąc się do niej dodzwonić zwyczajnie odpuści. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się myliła.
            Kurczowo trzymała się swojej pościeli myśląc, że dzięki temu utrzyma stabilność psychiczną, jednak z każdą minutą coraz bardziej zdawało się jej, że jest na małej łodzi pośrodku oceanu, gdzie wygłodniałe rekiny tylko czekają na to, by na nią zapolować. Teraz każdy stanowił niebezpieczeństwo, był tak samo obrzydliwy jak owy nauczyciel. Tak naprawdę to nie wiedziała co ze sobą począć. Wstydziła się powiedzieć rodzicom, a nie miała przyjaciółki, której może się wygadać w każdej chwili. Może jedyna rzecz, której zawsze zazdrościła dziewczynom z klasy to, to, że mają siebie nawzajem, a ona zawsze wchodziła sama i wychodziła. Czasem, jak w tej chwili, bardzo ją to dobijało, ale często myślała sobie, że za bardzo przyzwyczaiła się do samotności. Bo czym ona tak naprawdę jest? Byciem samym w swoim pokoju? Spacerowaniem samemu po okolicznym parku? Grace myślała, że to stan umysłu, który mówi nam: stop, gdy tylko próbujemy porozumieć się z kimś. Jest czymś w rodzaju kodonu, który kończy pewien etap w naszym umyśle i sygnalizuje, że tutaj następuje koniec. Jedynym wyjątkiem jest to, że u blondynki nie było kontynuacji, jak w biologicznej części. Nie powstawało kolejne białko, powstawała pustka – wielka i czarna. Czerń pochłaniała ją całą nie dając chwili spokoju bo pomimo tego, że sama wyczarowała kodon stop, to nie dała zapominać dziewczynie o tym fakcie. Kiedyś musiała wstać, udać się pod prysznic i wymyślić co zrobić, ale nie miała na to sił, nie teraz, gdy każdy najmniejszy szmer na zewnątrz przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Przewróciła się na plecy, zasłaniając dłońmi zapłakane oczy, które oślepiała światłość zza okna. Zapomniała zasłonić rolet. Szybko wstała, podchodząc do parapetu. Złapała za koniec czerwonej narzuty chcąc przeciągnąć ją po białej szynie, jednak ręka opadła bezwładnie wzdłuż boku, a oddech uwiązł w gardle. Oto przed nią stał w samej osobie Harry Harris. Wyglądał jak szaleniec, który uciekł z zakładu psychiatrycznego. Jego spojrzenie było kłębowiskiem wszelakich negatywnych emocji zebranych z całego świata, a usta, zaciśnięte w wąską linię, nie prezentowały się już ponętnie. Grace natychmiast odsnęła się od szyby, myśląc, że jak stanie dalej to chłopak sobie pójdzie. Jej telefon zawibrował.


Albo otworzysz, albo wybiję szybę.


Ostrożnie przełknęła ślinę. Ręce trzęsły się jej okropnie, a ona nie potrafiła tego opanować. Delikatnie dotknęła klamki od balkonu i ją przekręciła, szybko wskakując na łóżko. Myślała, że gdy schowa się w nim, to brunet jej nie tknie, że zobaczy, iż to jest jej schronienie.
-Co ty sobie, kurwa, myślałaś? Wyłączyłaś telefon?! Naprawdę?! Jesteś tak cholernie głupia.- Zeskanował spojrzeniem uwypuklenie na materacu. Zdarł z niej pościel i złapał za ramię. Jeszcze nigdy nie był na nikogo tak bardzo zły jak w tamtym momencie na Grace. Dziewczyna pisnęła i zaczęła się wyrywać. Bała się go. Przeżyła dzisiaj tak wiele, a on przyszedł, dokładając jej cierpienia.- Jeśli myślisz, że możesz się mnie pozbyć, to się grubo mylisz.- Jego usta ozdobił krzywy uśmiech.- Co mam ci zrobić za karę? Powineniem cię uderzyć. I to mocno, żebyś zapamiętała do końca życia.
            Grace zaczęła przeraźliwie płakać. Nie miała pomysłu co robić, by odepchnąć chłopaka od siebie, pomysłu by się uratować. Upadła, wciskając się w kąt pokoju i zasłaniając głowę rękoma. Skuliła się, chcąc chronić swoje ciało. Wywołało to skrajną reakcje u Harry'ego. Przed jego oczami ukazał się obraz matki, w dokładnie takiej samej pozycji, która bała się swojego męża. Upadł na kolana, przygarniając blondynkę do siebie.
-Nie zrobię ci krzywdy, dobrze? Nie zrobię.- Powtarzał, kołysząc ją w swoich ramionach, pragnąć jej spokoju.- Czemu wyłączyłaś telefon, Grace? Boisz się mnie?- Pokiwała twierdząco głową, a następnie zaprzeczyła. Wywołało to cichy chichot u Harryego.
-Skrzywdził mnie.. On mnie skrzywdził..- Głos jej się załamał i znów zaczęła płakać.
-Hej, hej, uspokój się. Jesteś teraz przy mnie i jak ktoś spróbuje cię dotknąć to pożałuje tego, tak? Opowiedz mi wszystko.- Zaczął głaskać jej długie, blond włosy aż w końcu natrafił na nieodpowiedni kosmyk, który był pamiątką po wcześniejszym wydarzeniu. Od razu przygarnął ją bliżej siebie.
-Już nic nie mów, wiem wszystko, wiem..- Przerwał na chwile, chcąc uporać się ze swoimi myślami. Co ma zrobić w takiej sytuacji? Nie chciał, by Grace się smuciła, żeby się bała. Nie potrafił opisać tego, co poczuł, gdy po raz pierwszy ją ujrzał wtedy, na imprezie, i jedyne co potrafił nazwać, to bardzo silne przyciąganie. W głębi duszy czuł, że ta kobieta będzie inna i, że może mu bardzo pomóc, ale z innej nie chciał stać się przez to słabszym człowiekiem. Najbardziej obawiał się miłości do niej. Wiedział, że to ona robi z ludźmi tragiczne rzeczy, że doprowadza wiele rzeczy do ruiny. Jednak znał też dobą stronę. Zanim jego ojciec się zmienił, Harry widział jak bardzo cieszył się obecnością matki, jak ją ubóstwiał i szanował. Wtedy, jako mały chłopiec, wymarzył sobie idealną żonę, towarzyszkę życia i przede wszystkim: takie życie. Jak teraz o tym myśli śmieje się ze swoich dziecinnych fantazji, ale na dnie serca dalej ma obraz szczęśliwych rodziców i marzy o takiej chwili, gdy obraz obrzydliwych chwil związanych z ojcem bijącym swoją ukochaną, zastąpi wspomnienie związane z jego drugą połówką. Bardzo dużo myśli przelatywało mu przez głowę. On nie mógł myśleć o szczęśliwym zakończeniu. Musiał być okrutny. Ale co miał zrobić z tym, że nie chciał ranić Grace? Przerażało go to, ale również chciał tego.
-Harry.. Tak bardzo się boję.- Złapała z jego koszulkę, czepiając się jej.
-Wiem, ale dopóki jesteś ze mną, to wszystko jest dobrze. Przysięgam.- Ostatnie słowo wyszeptał wprost do jej ucha, sprawiając, że dygotanie na chwilę ustąpiło, a na jego miejsce wkradł się lekki spokój.- Tak, od razu lepiej. Wszystko będzie dobrze, przysięgam. Pamiętasz co ci mówiłem? Jesteś moja i jeśli ktokolwiek cię dotknie, to pożałuje.


            Włożył dłonie do kieszeni swojej czarnej bluzy. Spojrzał jeszcze raz na budynek szkolny przypominając sobie dokładny cel swojej podróży. Już zaczął się uśmiechać pod nosem na widok twarzy nauczyciela po tym, co zamierzał z nim zrobić. Nałożył kaptur na głowę i ruszył w stronę wejścia do szkoły. Dokładnie wiedział gdzie przebywał niejaki pan Bradfford.
            Z impentem otworzył drzwi od sali biologicznej, o dziwo, cicho je za sobą zamykając.
-Harris? Kopę lat! - Podszedł do chłopaka, który starałał się tuszować swoje negatywne emocje. Był doskonałym aktorem. Przez wiele lat musiał udawać, że jego rodzina jest idealna i nie mają żadnych poważnych problemów, więc to co robił teraz było niczym.
-Bradfford! Jak dobrze cię widzieć, stary! Słyszałem, że tu uczysz, więc przyszedłem. Nie gniewasz się..- Przerwał, podchodząc do niego i ściągając kaptur z głowy.- Prawda?
-Nie, jasne, że nie.- Cofnął się kilka kroków, dostrzegając złowrogi błysk w oku Harryego, ale nie chciał, żeby ten poznał coś po nim.
-Czyżbyś się bał, kolego? Przecież jesteśmy sobie bliscy. Tak bliscy, że myślisz, iż możemy się dzielić swoimi kobietami? Nie, chyba nie aż tak blisko, Bradfford.- Wysyczał jego nazwisko. Zmniejszył odległość ich dzielącą, łapiąc za koszulę Henry'ego.
-C-co ty robisz, Harry? Puść mnie!- Zaczął się wyrywać, czym sprawiał jeszcze większą frajdę Harry'emu. Lubił bawić się z ofiarami, zanim Zayn je zabijał. Sprawiało mu przyjemność patrzenie jak po ich twarzy spływa krew, jak się nią dławią i jak błagają o litość. A on wtedy się po prostu śmiał. Nienawidził ludzi, niszczących cudze życie, którzy oczekują jakichkolwiek łask od losu. Nie zasługują na nie. Harry nigdy nie skrzywdził niewinnego człowieka. Karał tylko tych, którzy w stu procentach na to zasługiwali.
-Czemu mam cię puścić?- Spojrzał mu głęboko w oczy.- Czy ty puściłeś Grace, gdy cię o to prosiła? Zwróciłeś uwagę na jej płacz? Pytam się!- Wykrzyczał.
-To o nią ci chodzi?- Henry uśmiechnął się.- Jest ładna.- Oblizał swoje usta.- I wiesz co, Harris?- Spojrzał brunetowi prosto w oczy.- Możesz mnie pobić, ale i tak nie zabierzesz jej bólu. To, co zrobisz niczego nie...- Harry nie pozwolił mu dokończyć zdania. Z impentem rzucił jego ciałem o podłogę, sprawiając, że jeden ze stolików złamał się. Pełen gniewu zbliżył się do mężczyzny, podnosząc go. Spojrzał głęboko w jego oczy, które stały się przepełnione strachem. Teraz sobie przypominał, czemu nigdy nie polubił Bradfford'a: za dużo mówił i nigdy nie wiedział, kiedy skończyć. Jeszcze raz sprawił, że ciało nauczyciela znalazło się w powietrzu, jednak tym razem poleciało znacznie dalej, bo aż na środek sali. W szybkim tempie zmniejszył dzielącą ich odległość i usiadł na Henry'm uniemożliwiając mu ruch.
-Mógłbym cię pobić do takiego stanu, że nie wstałbyś. I dobrze o tym wiesz. Możesz mówić wiele rzeczy, starać się mnie sprowokować, ale mam to w dupie. Jedyne co musisz teraz zrobić to zwolnić się z pracy i wyjechać, jeśli nie..- Uśmiechnął się, pokazując wszystkie zęby.- Jeśli tego nie zrobisz, to z wielką ochotą umówię cię na spotkanie z James'em.- Ostatnie słowo wyszeptał mu do ucha. Poczuł jak ten gwałtownie zesztywniał i połknął swoją ślinę. Jedyne co był w stanie zrobić to prawie nie zauważalnie pokiwać głową, na znak zgody.- Dobrze. Miło, że się zgadzamy.- Podniósł się. Jeszcze raz spojrzał się z góry na Henry'ego. Jedyne co czuł, to ogromne obrzydzenie. Bardzo chciał zrobić mu większą krzywdę, ale wtedy była osoba, która bardziej potrzebowała jego obecności niż bezwartościowy nauczyciel chemii...















Rozdział piąty przekonuje do siebie ludzi.


            Spokojny sens zakłóciły jej obrazy sprzed kilkunastu godzin. Co jakiś czas widziała tę scenę od nowa, która w jej snach była kontynuowana. Przerażały ją skutki tego, co się wydarzyło. Najbardziej zadziwiającą rzeczą w snach jest to, że dopóki się nie budzimy, jesteśmy przekonani, że to prawdziwe życie. Czasem napawa nas strachem, jak w przypadku Grace, ale zazwyczaj śmieszy lub zadziwia, a innym razem przechodzimy obok tego obojętnie, ponieważ to dzieje się tylko w naszym umyśle. Blondynka jednak była święcie przekonana, że właśnie jest poniedziałek i zaczynają się lekcje, a jej rówieśnicy wyśmiewają się z niej bardziej niż zazwyczaj. Nagle wszystko znikło, a przed oczami miała tylko ciemność, która panowała w jej pokoju. Spanikowana rozejrzała się po pomieszczeniu, czując łzy w kącikach oczu.
-Harry..- Wyszeptała. Zdawała sobie sprawę, że tylko on jest jej wstanie pomóc, bo tylko on zna całą sytuację. Wstydziła się przyznać rodzicom, chociaż nic nie było jej winą.
-Jestem tutaj, spokojnie.- Oplótł dziewczynę w pasie, przyciągając do swojego ciała.- Nikt ci nie zrobi krzywdy, dobrze?- Zaczął delikatnie kołysać blondynkę w swoich ramionach. Jego oddech delikatnie muskał jej szyję wywołując przyjemne dreszcze – coś, czego wcale nie chciała. Jak może czuć się dobrze w towarzystwie Harry'ego? Nie chciała go w swoim życiu, ale teraz, gdy tak bardzo się bała, on ją pocieszał i czuła wdzięczność, ponieważ pierwszy raz w życiu nie ogarniała ją samotność. Wybuchy złości Harry'ego, których Grace już zdążyła być świadkiem, mogły przynieść coś dobrego. Brunet mógł ją obronić. Doskonale widziała zarys jego mięśni, czuła jego mocny uścisk, a to, w połączeniu z furią, która mogła go ogarnąć to niechybna śmierć dla nieszczęśnika. I nagle przypomniała sobie o swoim nauczycielu. Zdała sobie sprawę, że on będzie na nią czekał. Gdy przyjdzie w poniedziałek do szkoły na pewno wezwie ją do siebie pod pretekstem zrobienia dodatkowej prezentacji, a ona, okropnie się bojąc, znów się zgodzi. Jak na zawołanie zaczęła się okropnie trząść, a łzy zaczęły spływać strumieniem z jej oczu.
-Grace, uspokój się.- Pocierał delikatnie plecy dziewczyny, tuląc ją do siebie. Czasem dostrzegał jej oczy, oświetlane przez uliczne lampy. Głębia, jaką w nich dostrzegał paraliżowała go i odbierała zdolność jasnego myślenia. Dokładnie tak samo miał wtedy, na imprezie, kiedy podniósł ją do góry, a ona zdezorientowana spojrzała się na niego. Jego serce zabiło szybciej i musiał ją stamtąd zabrać, musiał ją mieć tylko dla siebie. A teraz tak bardzo chciał zabrać jej ból. Nigdy nie obchodziła go żadna kobieta od czasu, gdy jego matka zmarła. Jednakże, spoglądając na Grace, wie, że nie mógłby jej tak po prostu zostawić i odejść. Nie wybaczyłby sobie tego.
-On będzie na mnie czekać.. On tam będzie..- Szeptała, kołysana w ramionach chłopaka.
-Nikt nie będzie na ciebie czekać. Zająłem się tym.- Zacisnął zęby ze złości. Wiadome było, że nie mógł zostawić Bradfford'a bez kary. Należało mu się. Nawet jeśli nie chodziło by o Grace. Żadna dziewczyna nie może być tak traktowana.
-Co masz na myśli, Harry?- Zapytała cicho.
-Nie martw się tym. Możesz spokojnie iść do szkoły.- Założył niesforny kosmyk włosów blondynki za jej ucho. Potarł delikatnie jej policzek, chcąc go pocałować, ale dziewczyna odsunęła się. Pomyślała, że jeśli jest dla niej miły, to nie zezłości się. Myliła się jednak.
            Harry gwałtownie przyparł ją do siebie, wbijając swoje palce w jej żebra. Lustrował wzrokiem jej twarz. Widział to przerażenie, ale nie potrafił postąpić delikatnie. Nie umiał po prostu powiedzieć, że jest cudowna, przepiękna i że chce dla niej jak najlepiej. Potrafił tylko okazywać zdenerwowanie, złość i przemoc. Uwolnił jedną rękę i dotarł nią do policzka Grace. Delikatnie odwrócił jej głowę w prawą stronę i złożył na mokrym od łez policzku długi pocałunek. Dziewczyna wzdrygnęła się, ponieważ liczyła na ból, ale nic takiego się nie stało. Odetchnęła z ulgą.
-Powinnaś już się nauczyć, że nie możesz mi się sprzeciwiać.- Zaczął mówić. Serce zaczęło jej bić szybciej. Usłyszał to. Przyłożył dłoń do miejsca na klatce piersiowej, gdzie znajdowało się serce Grace.- To serce kiedyś zabije mocniej, ale nie ze strachu do mnie. Obiecuję.- Ostatnie słowo wyszeptał prosto do jej ucha.- Zbieraj się. Zabiorę cię gdzieś.- Pochwycił blondynkę w biodrach, sadzając ją na skraju łóżka. Sam zaś wstał i ubrał swoje buty.
-Nie..- Zaczęła mówić, ale szybko zamknęła usta, napotykając groźne spojrzenie Harry'ego. Przełknęła ślinę, ale zdecydowała się kontynuować. Nie chodziło jej o to, że bała się jechać gdziekolwiek z chłopakiem. Przerażało ją wychodzenie. Zawsze ograniczyła się do spacerów do szkoły, ale poza tym uczyła się w swoim pokoju. Odzwyczaiła się od wychodzenia, a przedwczorajsza impreza to wyjątek, spowodowany chęcią sprawienia przyjemności matce i zapobiegnięciu fali wyzwisk kierowanych do Grace w szkole. Po za tym aktualnie była piąta nad ranem. Kto normalny jedzie gdzieś o tej godzinie? Pytanie jednak brzmi: czy Harry to normalny człowiek?- Ja po prostu się boję.- Powiedziała głośniej, dziwiąc się, że ton jej głosu jest taki mocny. Możliwe, że miała dość ograniczania swojej wolności przez chłopaka, którego nie znała, pomimo tego, że jej pomógł. W jej mniemaniu pomagało się bezinteresownie.
-Grace..- Zaczął, zakładając płaszcz.- Mówiłem ci, że nie musisz się bać twojego nauczyciela. Ta sprawa jest skończona.
-Nie chodzi o niego, Harry!- Krzyknęła trochę głośniej niż chciała, czego się wystraszyła, momentalnie zniżając głowę. Sam Harry zdziwił się jej wybuchem. Przez te dwa dni zdążył zauważyć, jaka dziewczyna jest nieśmiała.
-To, o co?- Warknął w jej stronę. Zaczynało mu się nudzić a do tego James już od dawna czekał na niego w domu.- Twoich rodziców nie ma, okej? Wyjechali gdzieś godzinę temu.- Blondynka przypomniała sobie o bardzo ważnym spotkaniu taty na drugim końcu Londynu, na które został zaproszony ze swoją żoną. Jednak to ostatnia rzecz, o której wtedy myślała. Zmusiła się tylko do tego, aby pomachać przecząco głową. Nie miała już więcej odwagi, by wyjaśnić cokolwiek.- Dobrze, jak chcesz, Grace. Albo powiesz o co chodzi, albo wyniosę cię siłą. Co wybierasz?- Otworzyła szerzej oczy z przerażenia, szybko wchodząc pod pościel. Usłyszała cichy chichot Harry'ego.- Sama tego chciałaś..- Nie skończyła do końca przetrawić tego zdania, a już poczuła jak ktoś zrywa z niej narzutę i ją unosi.
-Co..?- Nie musiała kończyć pytania, bo właśnie zorientowała się, że jest niesiona przez bruneta.
-Mówiłem, że to zrobię, kochanie. Nie wolno mi się sprzeciwiać. Nigdy.


            James usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Właśnie wrócił z magazynu, gdzie dotarła nowa dostawa broni. Nie ukrywał, że był zły na Harry'ego. Nie lubił tego robić sam, ponieważ nie miał talentu do targowania się. Zawsze jak byli razem to udawało im się skutecznie zbijać cenę.
-Gdzie ty byłeś? Wiesz co dzisiaj było?! Dost..- Urwał, kiedy spostrzegł, że jego przyjaciel nie przyszedł do domu sam. Zza jego pleców nieśmiało wyglądała bardzo piękna blondynka o wystraszonym spojrzeniu. Poznał ją natychmiast. Przed jego oczami widniała postać Grace. Tej dziewczyny, o której Harry nie mógł przestać myśleć. Od razu się uśmiechnął i podszedł do niej.
-Cześć!- Wykrzyknął z entuzjazmem.- Jestem James Hoover, najlepszy przyjaciel tego kretyna.- Uśmiechnął się tak mocno, iż blondynka zobaczyła wszystkie jego zęby. Pomyślała, że ten czarnowłosy chłopak bardziej przypadł jej do gustu. Wydawał się emanować dobrocią. Nie, to co Harry, nienawiścią. Powoli wyłoniła się zza postaci wspomnianego wcześniej, i podała swoją rękę James'owi.
-Jestem Grace.- W pewnym sensie chciała się odgryźć na Harry'm. Pragnęła pokazać mu, że chce, aby był dla nie miły i jak wiele może tym osiągnąć. Ten jednak wydawał się być niewzruszony całą sytuacją. Nawet nie znajdował się przy tej sytuacji, tylko poszedł włączyć telewizor. Do uszu Grace dopłynęły dźwięki komentatorów sportowych. Cicho westchnęła. Sama nie potrafiła zrozumieć siebie. Czemu tak właściwie zależało jej na zrozumieniu ze strony chłopaka?
            James uważnie zlustrował dziewczynę wzrokiem. Musiał przyznać, że jego przyjaciel miał gust. Grace wydawała się być ucieleśnieniem anioła. Jednak należała do Harry'ego i Hoover doskonale to rozumiał. Chciał ją przytulić na powitanie. Zachowuje się tak z każdym, nawet ze swoimi kolegami. Jednak ona się odsunęła, lekko przerażona. Jej oczy momentalnie zrobiły się większe, a szczęka zaczęła drgać, jakby stała się w tej jednej chwili bliska płaczu.
-Harris! Rusz tu swój gruby tyłek!- Krzyknął, nie ukrywając ogromnego zdziwienia zachowaniem dziewczyny.
-Co się stało?- Jego wzrok spoczął na przejętej strachem Grace.- O matko..- Szybko podszedł do niej. Pochwycił ją w swoje ramiona, zaczynając delikatnie kołysać. Złożył ledwo wyczuwalny pocałunek na jej lewej skroni. Myślał, że poradzi sobie z James'em. W odróżnieniu od niego, on był bardzo miły i lubił nowe znajomości. Nie przerażał nikogo choć zdecydowanie robił o wiele straszniejsze rzeczy od swojego współlokatora.- James ci nic nie zrobi, tak? On jest dobry. Uspokój się, okej? Pójdziemy teraz obejrzeć jakiś film i zobaczysz, że jest niegroźny.- Pokiwała delikatnie głową, pozwalając się pociągnąć do salonu, na kanapę. Usiadła między chłopakami.
-Przepraszam, że cię wystraszyłem.- Powiedział James.- Nie chciałem. Ech, myślałem, że jestem taki piękny, a tu widzę, że się boisz.- Grace zaśmiała się. Polubiła go. Wtedy po prostu przypomniała sobie o lekcji chemii.
-Nie jesteś brzydki. Jesteś przystojny. I bardzo zabawny.
-Słyszysz, Harris? Twoja laska mnie lubi.- Poruszył zabawnie brwiami, na co niebieskooka odpowiedziała mu głośnym śmiechem.
-Czemu ja zadaję się z idiotami?- Harry powiedział do siebie. Grace pomyślała, że nie spodoba mu się to, że rozmawiała z James'em. Normalnie nie mówi za dużo, a tutaj, czuła się dobrze. Czuła się chciana. Ktoś się nią interesował, przejmował tym, że ją wystraszył, zranił. Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Jednak brunet miał to gdzieś. W dalszym ciągu.
-Chyba ufa swojemu przyjacielowi.- Pomyślała i westchnęła z irytacji. Usilnie starała zwrócić uwagę bruneta na siebie, ale bardziej go interesował człowiek z krwią na twarzy, ukazywany na ekranie telewizora, niż jej rozmowa z Hoover'em. Nagle wstał i skierował się do kuchni.
-Hej, Grace..- Zaczął James.- Harry nie jest złym człowiekiem, okej? Widzę, że nie chcesz się do niego odzywać i w ogóle.. Ale warto dać mu szansę. Pewnie wiele razy wystraszył cię na śmierć, co nie? Tak, wiem. Były chwile gdy i mnie przerażał, ale znalazłem sposób na to, aby opanować jego złość. Jednak ty musisz znaleźć swój własny. On dużo przeszedł w przeszłości i to nauczyło go takiego, a nie innego reagowania, musisz to zrozumieć. Kiedyś ci na pewno opowie. Nigdy jeszcze nie przyprowadził żadnej dziewczyny do tego domu. Czuł się, jakbyś wygrała Oscara.- Mrugnął do niej, ale potem kontynuował.- Nie możesz mu się sprzeciwiać, nie wolno ci mówić co ma robić. Rozumiesz? Wtedy zobaczysz prawdziwego Harry'ego. Harry'ego, którego nie musisz kochać, nie musisz z nim być, ale takiego, któremu z pewnością zaufasz. Wierzę w to, Grace. Wierzę w was.









Rozdział szósty zmienia nastawienie.


         Minęło trochę czasu od spotkania Grace z James'em. Dziewczyna bardzo długo rozmyślała nad usłyszanymi słowami. Czasem stajemy przed wyborami, które stanowią dla nas trudność. Dla blondynki wybór odpowiedniej drogi dotyczącej Harry'ego był przerażająco trudny. Z jednej strony stała jej nieśmiałość, która nakazywała jej wycofywać się z kontaktów z ludźmi, nawet jeśli mogli być dobrzy, ale istniała druga strona, w której dominowała czysta ciekawość. Pomimo tego, że nie znała Zayn'a długo, to wierzyła mu w jego słowa. Wierzyła w to, że Harry może być dobry, że może kiedyś mu zaufa. Chciała spróbować być dla niego miłą. Każdy zasługuje na szansę, ale to już jego sprawa, czy ją wykorzysta. Na pewno nie jest w stanie normalnie z nim rozmawiać, ponieważ nie jest do niego przyzwyczajona, ale bardzo łatwo komunikuje się przez esemesy czy inne wirtualne rzeczy.


Chciałbym zabrać cię gdzieś, Grace. Bądź gotowa o 16.


Gdzie chcesz mnie zabrać, Harry?


Niespodzianka.


Lubię niespodzianki!



Nie wiedzieć czemu, chciała, żeby Harry poczuł się dobrze, myślał, że robi dobrze. Bo robił. Uwielbiała niespodzianki. Czuła, że jest dla kogoś ważna, bo zadał sobie tyle trudu, żeby coś dla niej zorganizować. Większość ich nie lubiła. Nie potrafią znieść tyle godzin czekania. Jednak życie nauczyło Grace pracy na to, co chce się osiągnąć – cierpliwość to cecha, którą trzeba posiadać. Przymknęła delikatnie swoje powieki rozkoszując się kilkoma promieniami słońca wpadającymi do jej pokoju. Małe promyczki pełzały po jej twarzy, zostawiając ślady w postaci ciepła. Pomyślała sobie, że miło by było siedzieć teraz z Harrym. Na tę myśl gwałtownie otworzyła oczy. Podniosła się z łóżka i w panice zaczęła głośno oddychać. Czemu myślała o nim w taki sposób? Czemu chciała mieć z nim cokolwiek wspólnego? Bycie miłym nie oznacza dopuszczania kogoś do siebie. Nie chciała tego robić. Przez tak długi czas była sama, nikt się nią nie interesował, czemu teraz miała ufać Harry'emu? Nic o nim nie wiedziała. Skrupulatnie omijał pytania dotyczące jego życia. Wiedziała tylko jak się nazywał. Przerażało ją to. Potrafił wyciągnąć z niej bardzo dużo informacji, które dotyczyły czasem bardzo intymnych spraw.
-Jesteś dziewicą, słoneczko? - Zapytał parę dni temu. Grace zarumieniła się, ukrywając twarz we włosach.
-Nie powiem ci..- Wyszeptała, odsuwając się do chłopaka.
-Musisz. Zadałem ci pytanie, Grace. Chyba nie chcesz mnie zdenerwować, prawda, skarbie? - Dziewczyna głośno przełknęła ślinę. Nie, nie chciała go zdenerwować. Zrobiła to ostatnio. Wtedy jego dłoń spotkała się z jej policzkiem i dziś nie mogła dotknąć bolącego miejsca.
-Jestem.. - Wyszeptała to jeszcze ciszej, niż poprzednim razem chcąc zapaść się ze wstydu pod ziemię. Nie lubiła tej strony Harry'ego, a patrząc na to dziś, gdy ślad na skórze prawie się zagoił, wie, że ślad w jej głowie pozostanie na bardzo długo. I brunet o tym wiedział. I nie mógł patrzeć na siebie w lustrze. Chcąc to wynagrodzić blondynce, przygotował dla niej niespodziankę. Zobaczył na jej ścianie logo jednego z klubów piłkarskich i pomyślał, że zdobędzie bilety na mecz Ligii Angielskiej. Poruszył niebo i ziemię, żeby w ostatniej chwili dostać bilety z najlepszymi miejscami, ale zrobił to. Znał cenę. Chciał, żeby między nim, a Grace było dobrze, żeby mu zaufała, żeby mogli rozmawiać normalnie. Za każdym razem gdy przypominał sobie zdarzenie sprzed kilku dni widział tam swojego ojca bijącego swoją żonę. Nie chciał stać się potworem, ale prawdą było to, że był okrutnym człowiekiem i część jego nie chciała się tego pozbywać. Z drugiej strony zaś stała Grace. Przepiękna kobieta wewnątrz jak i na zewnątrz. Nie musiała nic mówić, a już przyprawiała go o szybsze bicie serca. Nawet przed James'em nie przyznał się, że zaczyna czuć coś do Grace. Nie umiał przyznać nawet tego przed samym sobą. Miłość jest trudna. Wymaga wiele poświęcenia, wiele cierpliwości, ale też wiele cierpienia i upokorzeń. Czasem droga do szczęścia może być usłana samymi nieszczęściami, ale na końcu zawsze czeka nas skarb w postaci ukochanej osoby, ponieważ to jest jedyna rzecz, która może dać tak bardzo ogromną radość. Westchnął przeciągle. Miał dość rozmyślania o swoich uczuciach.
-Harry.- Do pokoju wszedł James.- Mamy robotę. Dziś dostawa. Wiesz o tym?- Ta wiadomość była szokiem dla bruneta. Dziś miał iść na mecz z Grace. Nie mógł jej zawieść. Nie po tym jak ją potraktował ostatnim razem.
-Stary, ja..- Zaczął, lecz James nie pozwolił mu skończyć.
-Rozumiem. Nie możesz iść bo idziesz do Grace. Okej. Jestem w stanie to zrozumieć. Następnym razem masz się nie wykręcać!- Już miał wyjść, kiedy odwrócił się jeszcze na moment.- Wpadła ci w oko, co nie? Wiem, że nie lubisz gadać o uczuciach, ale..- Urwał na chwilę, by poszukać odpowiedniego stwierdzenia.- Jestem z tobą, Harry. Pamiętaj.- Nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Harry był wdzięczny przyjacielowi za wsparcie. Nie chciał go dziś wystawiać, w końcu to jego praca, w taki sposób zarabia na życie. James to jedyny człowiek, który wyciągnął do niego pomocną dłoń, kiedy wszyscy inni się od niego odwrócili. Nigdy mu się nie odpłaci za to, jak zmienił jego życie na lepsze. Wstydem jest nazywać go przyjacielem. James to brat, którego Harry nigdy nie miał. Prawdziwa rodzina, której nigdy nie był częścią. I za to ma u niego dług do końca życia. Spojrzał na zegar. Miał jeszcze trzy godziny, aż pojedzie po Grace pod szkołę. Celowo chciał ją odebrać właśnie stamtąd. Każdy musiał wiedzieć, że należy do niego. Nie ukrywał przed ludźmi tego, kim jest. Wiedzieli, że jeśli się dowie, że ktoś skontaktował się z policją to czeka go marne życie. W związku z tym doskonale wiedział, iż jeśli odpowiednie osoby go zobaczą, zaczną traktować Grace z szacunkiem. Dziewczyna nie powiedziała mu tego nigdy wprost, ale domyślał się, że nie jest zbytnio lubianą osobą, a co więcej, ludzie nie traktują jej zbyt dobrze. Nigdy nie pozwoli nikomu krzywdzić żadnej kobiety, a od takich sytuacji się zaczyna. Doskonale pamiętał ból, jaki przeżywała jego matka, nawet gdy ojca nie było w domu przez kilka dni. Nie potrafiła się rozlużnić ani przeciwstawić, każdy, najcichszy szmer przerażał ją do tego stopnia, że podskakiwała z kanapy i chciała brać wystraszonego Harry'ego do jego pokoju, by go bronić, a siebie wystawić na atak. Gdy orientowała się, że to nie jej mąż, zaczynała płakać, tulić i całować chłopca. Takie rzeczy się zwyczajnie pamięta i odciskają piętno na naszej duszy do końca naszych dni.
            Wstał z kanapy i ruszył w stronę wyjścia. Czuł dziwne, ale przyjemne mrowienie na ciele na myśl o tym, że za kilka minut będzie mógł dotknąć Grace. Nie widział jej od kilku dni, z powodu większej ilości dostaw, a oprócz tego załatwiał bilety na mecz, co było bardzo trudne, ale przyniosło oczekiwane skutki. Podniecony, wsiadł do swojego czarnego volvo i ruszył z piskiem opon. Nie zauważył nawet, że przez całą drogę do szkoły uśmiechał się szeroko. Gdy w końcu zaparkował samochód naprzeciwko budynku, zniecierpliwiony zapalił papierosa. Przyjechał trochę za wcześnie. Nie mógł już usiedzieć w domu. Czuł się lepiej z myślą, że blondynka jest blisko niego.
            Usłyszał dzwonek. Oparł się wygodnie o swój samochód, wypatrując dziewczyny, która niczego się nie spodziewając, wychodziła jak zwykle samotnie z klasy, zmierzając ku wyjściu ze szkoły. Cały czas myślała o niespodziance, jaką Harry mógł dla niej przygotować. Przerażało ją to, że jedno słowo chłopaka może sprawić, że myślała o nim cały dzień. Zawsze ludzie ją krzywdzili, wyśmiewali się z niej, nigdy tak naprawdę nie wiedziała jaki był tego powód. Może to, że należała do bogatej rodziny i jej zwyczajnie zazdrościli, albo dlatego, że miała dobre oceny, a takie osoby są zazwyczaj obiektem drwin w szkołach. A nagle pojawia się ktoś taki jak Harry, który pomimo swoich strasznych momentów, chciał ją uszczęśliwiać. Sytuacja przypominała jej filmy akcji, w których ludzie muszą stawiać samotnie czoła całemu świata i czasem chłopak przypominał jej właśnie kogoś takiego.
            Spokojnie wyszła ze szkoły, chcąc iść do domu i przygotować się na spotkanie z Harrym. Ogromnie się zdziwiła, kiedy kilkanaście metrów od siebie zobaczyła uśmiechniętego bruneta, wpatrującego się w nią. Po jej ciele przeszły przyjemne dreszcze, a endorfiny zalały jej ciało. W tamtej chwili pomyślała sobie, że bardzo potrzebuje poczuć jego dotyk, na swoim ciele. Stanęła na chwilę, rozglądnęła się wokół siebie. Dużo uczniów stało i szeptało coś na temat Harry’ego. Grace nie do końca wiedziała, o co chodziło. Pomyślała sobie, że to, jak się prezentował wzbudziło zdziwienie, ponieważ w tej okolicy rzadko spotyka się osoby z tak lekceważącym stosunkiem i niebezpiecznym spojrzeniem. Jednak potrzeba przytulenia go była tak silna, że nie zważając na wszystkich uczniów, zaczęła szybkim krokiem zmierzać w kierunku jego samochodu, i gdy już była blisko, przyspieszyła kroku i z rozpędu rzuciła się w ramiona Harry’ego. On, nie ukrywając zadowolenia, położył swoje dłonie na tali dziewczyny, mocno ją do siebie przyciągając, jednocześnie podnosząc dziewczynę, tak, że mogła zapleść swoje nogi blisko pleców bruneta. Poczuła się inaczej niż zwykle. Zazwyczaj w takim momencie przejmowała by się tym, co powiedzą ludzie wokół niej, jednak gdy pojawiał się Harry, gdzieś głęboko, czuła, jest bezpieczna.
-No witaj, piękna.- Zaczął, odsuwając ją delikatnie, aby móc spojrzeć jej w oczy.
-Cześć Harry.- Odpowiedziała cicho, rumieniąc się delikatnie, co wywołało szeroki uśmiech u chłopaka.- Nie wiedziałam, że będziesz tutaj na mnie czekać.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę, czy to źle?- Potarł delikatnie jej policzek.
-Nie.- Mówiła, nieświadoma tego, iż tuli się do dłoni chłopaka. Jego dotyk działał kojąco.- Naprawdę się cieszę.- Przyznała.- A więc, gdzie mnie zabierasz?
-Co by to była za niespodzianka, gdybym ci teraz powiedział?- Mrugnął do niej.- Wsiadaj.- Z niechęcią ją puścił, otwierając drzwi do samochodu. Nie potrafił opisać swojej radości w tamtym momencie. Blondynka uwalniała w nim uczucia, których nigdy dotąd nie zaznał, dlatego też nie do końca orientował się w całej tej sytuacji, ale wiedział, że były one pozytywne.
-Cieszę się, że przyjechałeś po mnie.- Powiedziała, po krótkiej chwili ciszy.
-Każdy musi wiedzieć, że należysz do mnie, skarbie.- Mrugnął do niej i skupił się na drodze. Za każdym razem kiedy mówił o niej, jak o swojej własności, nie czuła się komfortowo. Wyobrażała sobie, że jest zwykłym, bezużytecznym przedmiotem, którego można używać przez jakiś czas, ale kiedyś w końcu na pewno się znudzi i tego bardzo się obawiała. Nie wiedzieć czemu, nie chciała stracić Harry’ego.
-Nie lubię, kiedy tak o mnie mówisz.- Wyszeptała, bojąc się reakcji chłopaka. Brunet spojrzał na nią kątem oka, nie ukrywając, że słowa te lekko go zdenerwowały. Nienawidził, gdy ktoś starał się wyperswadować mu robienie czegoś.